Jak wiadomo, jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej. Tak w każdym razie wynika z noworocznego przemówienia pana prezydenta Komorowskiego, chociaż wspomniał on też mimochodem, że „tu i ówdzie” trafiają się również niedociągnięcia. Ale jak ktoś nie dociąga, to sam sobie winien. Niech bierze przykład z pana prezydenta, jak rośnie razem z naszym nieszczęśliwym krajem, a jeszcze lepiej – z pana generała Dukaczewskiego, co to sukces wyborczy Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich uczcił otwarciem szampana. Z jakichś zagadkowych przyczyn musiało mu na tym wyborze specjalnie zależeć, ale mniejsza z tym, bo teraz chciałbym o reformach.
Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego, więc Umiłowani Przywódcy prześcigają się w reformatorskich pomysłach. A to chcą głosować za dzieci, a to zainwestować bilion złotych w gospodarkę, a to wprowadzić 49 województw… To oczywiście nie jest ostatnie słowo, bo w miarę zbliżania się terminu wyborów amok będzie narastał, więc tylko patrzeć, jak doczekamy się głosowania za zwierzęta domowe, obietnicy 10 albo jeszcze lepiej – 20 bilionów do zainwestowania, no i nie 49 tylko 490 województw. Zwłaszcza ten ostatni pomysł przyprawia o zawrót głowy na myśl o ilości wesołych posad, jakie mogliby objąć nasi Umiłowani Przywódcy, ich rodziny, a nawet naturalne przyjaciółki płci obojga.
Ja wprawdzie do żadnego Parlamentu kandydować nie zamierzam, ale skoro wszyscy mówią o reformach, to i ja chciałbym wskazać na jedną, zasadniczą. Chodzi o przywrócenie ludziom władzy nad bogactwem, jakie swoją pracą wytwarzają, a z jakiej zostali podstępnie wyzuci przez Umiłowanych Przywódców pod pretekstem opieki. Jak zauważył nieżyjący już amerykański noblista Milton Friedman, mamy cztery sposoby wydawania pieniędzy.
Pierwszy – kiedy wydajemy własne pieniądze na siebie samych. Wydajemy oszczędnie, a przede wszystkim celowo, bo doskonale własne potrzeby znamy.
Sposób drugi – kiedy wydajemy własne pieniądze na kogoś innego. Nadal wydajemy oszczędnie, ale już nie tak celowo, bo potrzeb tego innego człowieka nie znamy tak dobrze, jak własnych.
Sposób trzeci – gdy wydajemy cudze pieniądze na nas samych. Nie liczymy się wtedy z kosztami, ale przynajmniej wydajemy celowo. I wreszcie sposób czwarty – gdy wydajemy cudze pieniądze na kogoś innego; ani oszczędnie, ani celowo, zwłaszcza gdy tych „innych” jest 38 milionów.
Państwo wydaje pieniądze w sposób trzeci i czwarty – bo nigdy nie ma własnych, tylko zawsze „cudze”, tzn. podatkowe. Wydaje w sposób trzeci na tzw. własne potrzeby państwa, a więc dziedziny, których wspólnym mianownikiem jest przemoc: wojna i siły zbrojne, bezpieczeństwo wewnętrzne, wymiar sprawiedliwości, polityka zagraniczna, no i administracja konieczna do zarządzania tymi sektorami.
Trzeci sposób obejmuje około 20 procent wydatków państwowych. Reszta wydatków dokonywana jest w sposób czwarty – najbardziej i nieuchronnie marnotrawczy. Reforma polegałaby zatem na likwidacji czwartego sposobu wydawania pieniędzy i przesunięciu ich do sposobu pierwszego – kiedy każdy wydaje swoje na siebie.
Krótko mówiąc, państwo nie powinno odbierać obywatelom pieniędzy pod pretekstem, że demoralizuje ich dzieci za pomocą „studiów genderowych”, czy że ich leczy za pośrednictwem NFZ. Skutkiem takiej reformy byłoby odwrócenie obecnych proporcji, kiedy państwo odbiera rodzinom ponad 80 procent dochodów i z tego finansuje im później różne „darmowe” świadczenia.
Państwo nie zabierałoby więcej niż 20 procent dochodów, pozostawiając 80 procent w dyspozycji obywateli, którzy dzięki temu sami by sobie finansowali edukację dzieci i ochronę zdrowia. Niewątpliwie oni by na tym zyskali, natomiast Umiłowani Przywódcy straciliby złotą żyłę, dzięki której tak się w naszym nieszczęśliwym kraju rozpanoszyli.