Zatrwożyli się ostatnio pedofile oraz kryptopedofile sukcesami obywatelskiej akcji „Stop pedofilii”. Niepokój o swoją przeszłość i przyszłość wyraził ponadto były „naczelny” magazynu zawierającego treści erotyczne lub pornograficzne przeznaczone dla „chłopców” (w języku angielskim „chłopiec” to „boy”), dowożonego nam zza oceanu.
Mówi się, że pierwszy milion trzeba ukraść, a tymczasem, aby go zdobyć, wystarczy nieraz tylko niepięknie pomilczeć. Zaraz na początku III RP wydano 8 mln dolarów na promocję i milczenie nad Wisłą wobec planu wydawania pewnego magazynu uwłaczającego godności kobiet. Ale reklamowano go już w PRL, na co zwrócił uwagę śp. ks. Prymas Stefan Wyszyński, nielękający się prymitywów i zboczeńców. Jak zawsze konkretny i bezkompromisowy, podał nawet tytuł gazety zamieszczającej wtedy fotki pornograficznej międzynarodówki. Była to między innymi gazeta rodem z Katowic, a jedno z zamieszczonych tam zdjęć kobiety określił Prymas jako „obraz duszy redaktora i jego współpracowników”. Obraz duszy prymitywa. Po Okrągłym Stole mogli oni już pójść na całość, bo na czele stworzonej wtedy fundacji znaleźli się sami marszałkowie ówczesnego Sejmu, Mikołaj Kozakiewicz i Zofia Kuratowska.
Z Wikipedii możemy wydobyć listę polityków, intelektualistów oraz artystów, którzy zechcieli zaistnieć w tym magazynie w roli listka figowego. Pchają się tam także publiczne kobiety, gotowe nawet chłopcom sprzedawać swoje wdzięki, aby pięknie odnowić sobie mieszkanie, samochód i męża.
Nie dziwi zatem aktualny niepokój pedofilów. I na nich przyjdzie wreszcie jakaś taśmowa afera. Badania przeprowadzone w latach 80. na uniwersytecie Waszyngtona w USA przez J. Reisman wskazują bez żadnych wątpliwości, że twórca tego amerykańskiego pornosa w sposób świadomy reklamował także pedofilię. Badaczka odnalazła w numerach tego magazynu 1675 zdjęć i rysunków przedstawiających nagie dzieci, 1225 – ich genitalną aktywność, 982 – w kontakcie seksualnym z dorosłym, 267 – sodomię. Dla stworzenia wrażenia, że pedofilia jest czymś właściwym, wydawca zamieszczał rysunki łączące elementy nagiego kobiecego ciała z cechami właściwymi ciału dziecka. Nic dziwnego, bo uważał się za ucznia Alfreda Kinseya – podobnie jak jeden z czołowych polskich seksuologów opowiadający o tym w „gazecie” – zoologa prowadzącego „badania” molestowania dzieci. Sprzedając dzisiaj nad Wisłą produkty wyobraźni tych zboczeńców, już szerzy się pedofilię.
Po latach skarżą pedofilów niektóre ich ofiary, szczerze czy nieszczerze, ale już teraz należy tym się zająć. Zapewnił poparcie dla tej akcji podczas debaty sejmowej w sprawie „Stop pedofilii” podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Przypomniał, że „zgodnie z przyjętym art. 200 § 3 każda realnie otwarta prezentacja treści pornograficznych [np.] w internecie jest dzisiaj przedmiotem przestępstwa, ponieważ każda otwarta prezentacja treści pornograficznych [np.] w internecie umożliwia zapoznanie się z nią małoletniemu, nawet jeśli istnieje tam bramka: mam 18 lat i zgadzam się – nie mam, nie zgadzam się. To, co wydawałoby się być łatwe do obejścia przez tę bramkę, jest więc dzisiaj karalne, jest przestępstwem”. Już zatem dzisiaj można potrząsnąć także dostawcami telewizji kablowej, wciskającymi wszystkim materiały otwarcie pornograficzne, jak to ma miejsce np. w Stalowej Woli.
Mają zatem niektórzy powody, aby się lękać już dzisiaj.

