Arogancka wypowiedź ministra rolnictwa Marka Sawickiego, przyrównująca postawionych pod ścianą rolników do frajerów, świadczy nie tylko o pogardzie i bucie wysokiego urzędnika państwowego. Pokazuje stosunek rządu, który ze względu na niedbanie o interesy polskich rolników i pozostawienie ich samym sobie wobec embarga rosyjskiego próbuje wykręcić się od odpowiedzialności i na nich przerzucić winę.
Jest w tej wypowiedzi również coś z cynicznej przewrotności, bo przecież to działania (a właściwie ich brak) rządu PO – PSL zrobiły z rolników frajerów. Producenci owoców są zmuszeni sprzedać jabłka do skupu za grosze, bo inaczej zbankrutują już teraz. Dlatego nie są w stanie czekać na ewentualne rekompensaty z UE, które w wyniku zaniedbań rządu i tak będą niewspółmierne do skali strat.
Od razu po słowach Sawickiego PiS zażądało od premier Kopacz jego odwołania. Nie tylko ze względu na skandaliczną wypowiedź, ale także za nieudolność i nieumiejętność skutecznej ochrony polskiego rolnictwa. Jednym z zasadniczych problemów jest to, że poszkodowani z powodu embarga rolnicy nie mają wsparcia. Kilka miesięcy temu PiS zwracało uwagę, że trzeba przygotować się do rosyjskiego embarga. Wówczas zostało to wyśmiane przez ministra Sawickiego, który mówił, że to jest wywoływanie wilka z lasu. Obecnie pomoc Unii Europejskiej nie została przez niego wynegocjowana w odpowiedniej wielkości. Minister Sawicki był nieobecny na rokowaniach w Mediolanie, a mała Belgia otrzymała od Komisji Europejskiej pomoc znacznie większą od Polski.
Podczas ostatniego posiedzenia senackiej komisji rolnictwa pytałem przedstawiciela rządu, na ile szacowane są straty polskich rolników oraz sektorów pokrewnych, takich jak np. transport, z tytułu rosyjskiego embarga. W odpowiedzi wiceminister rolnictwa Tadeusz Nalewajk podał astronomiczną kwotę 5 miliardów euro (a straty wszystkich państw UE wyliczono na 20 miliardów). Tymczasem polscy rolnicy w wyniku zaniedbań rządu, jeżeli w ogóle coś dostaną z UE, to będzie kwota kilkadziesiąt razy mniejsza.
Ponadto Janusz Wojciechowski, wiceprzewodniczący Komisji Rolnictwa w PE, zaproponował ministrowi Sawickiemu debatę o sytuacji polskiego rolnictwa w świetle coraz większych negatywnych skutków rosyjskiego embarga, afrykańskiego pomoru świń i egzekwowanych przez Komisję Europejską kar za przekroczenie limitów produkcji mleka. Jednak minister z rekomendacji PSL, które propagandowo chwali się, jak to rzekomo dba o sprawy rolnictwa, uchyla się od takiej ważnej debaty. Janusz Wojciechowski jak najbardziej zasadnie zwraca uwagę, że w Unii Europejskiej są duże pieniądze, które można było wziąć i przekazać polskim rolnikom w ramach tych rekompensat, gdyby rząd wykazał choć minimum niezbędnej aktywności. Tymczasem przez zaniedbania rządu PO – PSL limit np. na rekompensaty za jabłka to jest 18 tys. ton dla Polski (eksport do Rosji w 2013 to 700 tys. ton), a 10 razy mniejsza od nas Belgia, która prawie nie ma sadownictwa, dostała 43 tys. ton.
W wyniku polityki rządu nastąpił spadek cen skupu produktów rolnych, a w konsekwencji zmniejszenie się dochodów rolników. Rząd nie podjął odpowiednich kroków, aby zostały umorzone kary za przekroczenie kwot mlecznych. Z ogromnymi kłopotami boryka się branża hodowli trzody chlewnej, spadło pogłowie świń, a rolnicy mają problemy ze sprzedażą mięsa wieprzowego. Skandalem jest, że nie załatwiono w UE wyrównania dopłat bezpośrednich. Na półtora roku przed uwolnieniem obrotu polską ziemią dla cudzoziemców rząd nie złożył w Sejmie ustawy regulującej tę kwestię, a jednocześnie PSL blokuje projekt ustawy złożony przez PiS.
1 maja 2016 roku okaże się, że polskie grunty rolne będą wykupywane przez obcokrajowców, a Polaków nie będzie stać na ich kupowanie.
Kto zajmuje się problemami rolnictwa, wie, jaka jest sytuacja. Polski rolnik nie jest frajerem ani wyrobnikiem, zna swoją godność i wartość ciężkiej pracy. Naszym rolnikom potrzebny jest minister z prawdziwego zdarzenia, a Marek Sawicki nim nie jest.