Ostatni zamach terrorystyczny w Australii czy masakra dzieci w szkole w Pakistanie, a także podwyższenie stopnia zagrożenia ze strony ekstremistów islamskich w niektórych krajach UE ukazuje skalę problemu. Zachód musi się bowiem zmierzyć nie tylko z dżihadem zewnętrznym, lecz również wewnętrznym. We Francji, przez wieki nazywanej „najstarszą córką Kościoła”, według niektórych danych już 10 milionów mieszkańców to muzułmanie i stanowią oni większą grupę religijną niż praktykujący katolicy. W Niemczech, gdzie żyje ponad 3,5 mln muzułmanów, buduje się bądź planuje budowę kilkuset nowych meczetów. Na dodatek rośnie w tym państwie liczba młodych ludzi podatnych na hasła głoszone przez salafitów, czyli zwolenników odrodzenia islamu poprzez powrót do jego pierwotnych źródeł.
Oficjalne dane mówią o blisko 600 młodych Niemcach, którzy udali się na ochotnika na „świętą wojnę” toczoną przez bojówki Państwa Islamskiego w Syrii, a 60 z nich poległo w walkach. Jednak psycholog i ekspert ds. islamu Ahmad Mansour twierdzi, że dane oficjalne są zaniżone, bo w Syrii walczy już od 1500 do 2000 niemieckich dżihadystów. Opiera się w tej opinii na swojej pracy w poradni dla osób, które chcą się wyzwolić spod wpływów salafitów i odrzucają radykalną ideologię tego ruchu, który wciąż nasila działalność propagandową w Niemczech.
Problem jest bardzo poważny, bo według „Deutsche Welle” specjaliści ostrzegają, że w ten sposób radykalnie wzrasta zagrożenie islamskim terroryzmem w Europie ze strony dobrze przeszkolonych dżihadystów, którzy powróciwszy do kraju po stażu na wojnie w Syrii lub Iraku, gotowi są rozpętać w nim wojnę z „niewiernymi”. Rząd niemiecki próbuje zneutralizować niebezpieczeństwo i trwa dyskusja, w jaki sposób najlepiej przeciwdziałać zagrożeniu. Zdaniem ekspertów, potrzebne są działania dwutorowe. Po pierwsze, lepsza i bardziej skuteczna praca policji oraz służb specjalnych, by zapobiec możliwym atakom terrorystycznym, po drugie, skuteczna prewencja w ograniczaniu wpływów salafizmu wśród młodego pokolenia Niemców, co wymaga działań długofalowych.
Islamizacja Zachodu powoli staje się bardzo ważnym tematem debaty publicznej. Obywatele się organizują. W Niemczech powstał ruch Patriotycznych Europejczyków przeciwko Islamizacji Zachodu i co drugi Niemiec okazuje zrozumienie dla demonstracji organizowanych przez ten ruch. Wzbudza to zaniepokojenie partii politycznych, które poczuły się zagrożone i zaczynają dostrzegać, że ich recepty na rozwiązanie problemów są nieadekwatne do skali społecznego niepokoju. Tymczasem rząd Austrii, w której mieszka pół miliona muzułmanów, a według MSW do Syrii i Iraku wyjechało ok. 160 domniemanych dżihadystów, już przygotował ustawę, której celem jest zapobieganie radykalizacji młodych muzułmanów i nadanie islamowi „austriackiego charakteru”. Władze proponują wprowadzenie prawa, by w austriackich meczetach mogli pozostać tylko imamowie wykształceni w Austrii oraz zakaz finansowania stowarzyszeń i świątyń muzułmańskich przez ośrodki zagraniczne.
Paradoks sytuacji polega na tym, że do nasilenia ofensywy islamu we współczesnym świecie przyczynił się sam Zachód i sekularyzm. Laicyzm to droga wiodąca w ślepy zaułek, a walka z krzyżem zawsze promuje półksiężyc. Istotna jest oczywiście spuścizna kolonializmu, ale przede wszystkim oświeceniowa koncepcja państwa świeckiego, w którym prawo oderwane jest od moralności. Dlatego pojawił się klimat do narodzin idei Zachodu jako wielkiego szatana z jego ideologią państwa laickiego, a więc bezbożnego, i na to powstała reakcja w postaci tzw. fundamentalizmu. Najlepszym lekarstwem dla Zachodu jest zatem powrót do moralnej polityki i chrześcijańskich korzeni cywilizacji.