W adwentowym oczekiwaniu na Boże Narodzenie wspominamy szczególne polskie grudnie. Ten sprzed 44 lat – tragiczne wydarzenia na Wybrzeżu, i ten sprzed 33 lat – wprowadzenie stanu wojennego i krwawą pacyfikację w kopalni „Wujek”. Odwołując się do tragicznych wydarzeń z przeszłości i przypominając ideę solidarności, tej wielkiej polskiej tradycji, 13 grudnia już od lat Prawo i Sprawiedliwość organizuje marsz ulicami Warszawy. W tym roku odnosi się on również do karygodnych wydarzeń ostatnich tygodni i prób zatuszowania ich przez obóz władzy. Tegoroczny marsz będzie miał zatem także charakter obywatelskiego sprzeciwu wobec tego wszystkiego, co stało się z wyborami samorządowymi. To publiczny protest przeciwko zabiegom, które doprowadziły do zafałszowania wyników wyborów.
Marsz to realizacja obywatelskiego prawa do demonstrowania. Obywatele mają prawo wyrazić swój sprzeciw wobec tego, co dzieje się dziś w Polsce – wobec skandalicznego przeprowadzenia wyborów, wobec naruszania wolności mediów i coraz śmielszego odchodzenia od demokratycznych standardów. Znamienne jest, że od 1989 r. nie zdarzyło się, aby dziennikarze wykonujący obowiązki służbowe zostali aresztowani. Zaproszenie 32 tys. osób, które kandydowały z listy zjednoczonej prawicy, na marsz 13 grudnia jest wynikiem przeświadczenia, że szczególnie ci ludzie zostali pokrzywdzeni. Obywatelskim obowiązkiem opozycji i ludzi domagających się standardów demokratycznych jest domaganie się sprawiedliwości, a forma demonstracji jest absolutnie dopuszczalna w demokracji. Uczestnicy marszu z całego kraju, a także z zagranicy, będą szli z biało-czerwonymi różami, które będą symbolem uczciwej Polski z transparentnymi wyborami.
Potrzeba takich zmian w państwie, aby nikt nie miał wątpliwości, że kolejne wybory będą uczciwe, a ich wynik odda rzeczywistą wolę obywateli. Dlatego mainstreamowe media tak zajadle atakują opozycję. Posługują się przy tym arsenałem chwytów socjotechnicznych w stylu propagandy peerelowskiej, w której ludzie dopominający się o prawa człowieka i uczciwość w życiu publicznym przedstawiani byli jako „wichrzyciele” chcący „podpalić państwo”. Politycy Platformy zapomnieli poza tym, jak sami podburzali obywateli przeciw PiS, jak organizowali „błękitne marsze”, gdzie noszono transparenty z szubienicą i wizerunkiem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego czy hasłem „Kaczki na stół”. Gdy PO wyprowadzała ludzi na ulice przeciw PiS, to było w porządku, ale gdy PiS organizuje pokojową demonstrację przeciwko temu, co władza zrobiła z wyborami, przeciwko zatrzymaniom dziennikarzy podczas ich pracy – gdy ludzie chcą powiedzieć: „Chcemy demokracji i wolności mediów” – to PO się nie podoba. Nieczyste intencje obozu władzy są szczególnie widoczne w kontekście tego, co stało się 5 grudnia. Głosami PO i PSL został wówczas w Sejmie odrzucony projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks wyborczy złożony przez PiS, który miał zapewnić większą rzetelność przeprowadzenia procesu obliczania głosów. Sens proponowanych zmian sprowadzał się do tego, że wybory powinny być przeprowadzone w sposób, który ogromnie utrudnia fałszowanie. To wymaga, po pierwsze, zmian o charakterze czysto technicznym (kształt urny, przezroczyste urny, stosowanie kopert czy obecność kamer w komisjach), a po drugie, potrzebne są zmiany w aparacie wyborczym, bo jego obecna konstrukcja budzi wątpliwości i jest skompromitowana.
Odrzucenie projektu zmian w prawie wyborczym jest dowodem na to, że obóz rządzący Polską od 2007 roku nie chce uczciwych wyborów. Dlatego potrzebne są zmiany, by to wola obywateli, a nie „cuda nad urną” decydowały o tym, kto będzie sprawował władzę. Polacy mają prawo żyć w uczciwym państwie, ale by to się stało, muszą odzyskać wiarę w to, że dobra zmiana jest możliwa.