Przed nowym rządem Ukrainy stoją teraz ogromne wyzwania. Nowy premier w dramatycznym oświadczeniu podkreślił, że krajowi grozi bankructwo. Stwierdził też: „Nasz kraj znajduje się na skraju przepaści. Zobowiązani jesteśmy uchronić jedność państwa. (…) Dziś mamy do czynienia z próbami separatyzmu, przede wszystkim na terytorium Autonomicznej Republiki Krymu. (…) Ten, kto nawołuje do rozłamu, jest przeciwnikiem państwa”.
Krym stał się poligonem, na którym decyduje się geopolityczna przyszłość Ukrainy i Europy. To tam również decyduje się przyszłość bezpieczeństwa Polski. Jeśli Krym się obroni jako integralna część Ukrainy, to nie dojdzie do faktycznej federalizacji państwa przez uniezależnienie Krymu od władz w Kijowie. Napięcie rośnie z powodu działań środowisk prorosyjskich kontestujących zmiany w kraju oraz popierających oddzielenie Krymu od Ukrainy. Rośnie również napięcie w Sewastopolu zamieszkanym przez ludność rosyjskojęzyczną. W tym porcie, na mocy porozumień zawartych między Ukrainą i Rosją po rozpadzie ZSRS, do 2047 roku ma stacjonować baza rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.
Nieuznawany przez władze w Kijowie prorosyjski szef administracji Aleksiej Czały już tworzy nieformalną strukturę zarządzającą bezpieczeństwem w mieście. Ta akcja powoduje reakcję środowisk broniących pozostania Krymu w składzie Ukrainy. Jednak na tym półwyspie zamieszkałym przez 2 miliony ludzi większość, bo 60 proc. mieszkańców, to Rosjanie, 25 proc. Ukraińcy i 12 proc. Tatarzy, których lider wezwał wszystkie narodowości zamieszkujące półwysep do tworzenia lokalnych grup samoobrony, które przeciwdziałałyby prowokacjom destabilizującym sytuację. Przewodniczący Autonomicznej Republiki Krymu Władimir Konstantinow, który wcześniej popierał separatyzm i przyłączenie Krymu do Rosji, zaprzeczył, by Rada miała się zająć kwestią oddzielenia Krymu od Ukrainy. Te pogłoski uznał za prowokację grupy osób we władzach Autonomii przysłanych z Doniecka przez prezydenta Janukowycza po objęciu przez niego władzy w 2010 roku. Eksperci zwracają uwagę, że pokazuje to skomplikowaną sytuację na Krymie, gdzie istnieje szereg pól konfrontacji nie tylko pomiędzy separatystami oraz przeciwnikami oddzielenia Krymu od Ukrainy, pomiędzy popierającymi nowe władze w Kijowie i ich przeciwnikami czy też Tatarami krymskimi i rosyjskojęzycznymi. Dochodzi jeszcze konflikt pomiędzy lokalnymi grupami biznesowo-politycznymi, które chcą wykorzystać upadek Wiktora Janukowycza dla umocnienia własnej pozycji kosztem grup związanych z byłym prezydentem.
Oliwy do ognia dolało oświadczenie Janukowycza, że nadal jest legalnym prezydentem Ukrainy, oraz ogłoszenie na 25 maja referendum w sprawie zakresu autonomii Krymu. Niejasna jest prawomocność tej decyzji, ponieważ nie było niezależnych świadków głosowania. Pytanie poddane pod głosowanie będzie brzmiało: „Autonomiczna Republika Krymu posiada niezależność państwową i wchodzi w skład Ukrainy na podstawie umów i porozumień – tak lub nie”.
Moskwa coraz wyraźniej gra krymską kartą. Celem polityki rosyjskiej nie jest przyłączenie Krymu do terytorium FR, bo to rodziłoby ogromne perturbacje międzynarodowe i powrót do czegoś na kształt zimnej wojny. Nie jest nim też przywrócenie władzy Janukowycza, lecz wykorzystanie go jako pretekstu do ingerencji w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Tak naprawdę celem Moskwy jest doprowadzenie do sfederalizowania Ukrainy i podziału tego państwa na regiony o szerokiej autonomii politycznej i ekonomicznej oraz wprowadzenie do władz centralnych polityków prorosyjskich, by w ten sposób skutecznie zablokować europejskie aspiracje Kijowa.