Kilka dni temu Agencja Reutera podała informację o tym, że trwają poszukiwania następcy specjalisty od kreatywnej księgowości ministra finansów Jacka Rostowskiego. W depeszy napisano, że dni Rostowskiego mogą być policzone, gdyż stracił zaufanie premiera z powodu niedocenienia głębi recesji, co zmusiło rząd do nowelizacji budżetu, oraz z powodu zaniepokojenia rynków finansowych planami zmian w systemie emerytalnym.
Co prawda premier Donald Tusk zdementował tę wiadomość w swoisty sposób: „Dajcie człowiekowi pracować. Kiedy czyta co miesiąc, że jest dymisjonowany, na pewno jest mu przykro”, ale trudno nie zauważyć, że coś w trawie piszczy.
To już druga taka depesza na przestrzeni ostatnich miesięcy sugerująca rychłą dymisję Rostowskiego. Za pierwszym razem została jednoznacznie i szybko zdementowana przez szefa rządu, za drugim została „oficjalnie” zdementowana, ale dopiero po kilkunastu godzinach. Pouczające w takiej kwestii jest znane powiedzenie księcia Michaiła Gorczakowa, namiestnika carskiego w Królestwie Polskim w latach 1856-1861, który mawiał: „Nie czytam nie zdementowanych depesz”.
Dla rosyjskiego dygnitarza, wytrawnego znawcy intryg, dementowanie stanowiło w gruncie rzeczy zawoalowaną formę potwierdzenia albo przyznania, że coś jest na rzeczy. Gdy w sierpniu pojawiła się rewelacja o rychłej dymisji „sztukmistrza z Londynu”, padały sugestie, że jej źródłem jest otoczenie Donalda Tuska. Obecnie słychać podobne komentarze.
To, że Rostowski jest dodatkowym obciążeniem dla bardzo nisko już notowanego w sondażach Donalda Tuska, widać gołym okiem. Prysnął jak bańka mydlana mit „zielonej wyspy”, skompromitowała się rządowa propaganda sukcesu oparta na manipulacji i kłamstwach. Upadające firmy, dramatycznie rosnące bezrobocie, państwo zawłaszczane przez partyjną sitwę, praca do śmierci i wyższe podatki to są dziś problemy, z których Tusk powinien się wytłumaczyć Polakom.
Przez fatalną politykę Rostowskiego nie był stymulowany wzrost gospodarczy. Za to rząd zafundował Polakom rosnący deficyt budżetowy i zadłużenie państwa na kolejne pokolenia, cięcia, rosnące bezrobocie, spadek eksportu, rosnącą inflację, drożyznę i spowolnienie gospodarcze. Dla tych, którzy jeszcze mają pracę, powszechnym doświadczeniem jest, że coraz trudniej przeżyć od pierwszego do pierwszego, ceny rosną, a realne dochody spadają.
W tej sytuacji pozbycie się ministra współfirmującego te szkodliwe dla Polski rządy jest w interesie chcącego utrzymać się u władzy Donalda Tuska. Wtedy wszystko, co złe w polityce gospodarczej, zwali na Rostowskiego i zapowie 524 nowe otwarcie. Kolejny powód to fakt, że Rostowski jest krytykowany przez koalicjanta, czyli PSL, a także nawet przez tych posłów PO, którzy chcą reelekcji i wiedzą, co Polacy myślą o tych rządach.
Poza tym mówi się o rekonstrukcji rządu, która przecież ma pełzający charakter, wymieniono ministra sprawiedliwości, spraw wewnętrznych, skarbu, gospodarki i rolnictwa. Jest jeszcze tak zwana reforma OFE, czyli skok na kasę, krytykowana nawet wśród „swoich” przez Jerzego Buzka i Leszka Balcerowicza. O tym ostatnim Rostowski wypowiedział się dosadnie: „To, że się ma tytuł profesorski, nie zawsze oznacza, że ma się giętki umysł i giętki charakter, który pozwala przyznać się do popełnienia błędu”, co wywołało oburzenie „salonu”.
Zatem to, co zostało zdementowane, zapewne się ziści w najbliższych tygodniach i Jacek Rostowski zniknie z rządu. Jak w powiedzeniu „do trzech razy sztuka”.