Kilka dni temu odwiedziłem trzy szkoły, gimnazja i licea, w środkowej Polsce. Przedstawiałem tam znaczenie misji płk. Ryszarda Kuklińskiego w historii Polski. W jednym z gimnazjów, imienia Adama Mickiewicza, zaproponowałem młodzieży porównanie Kuklińskiego do Konrada Wallenroda. Jaka inna młodzież niż uczniowie szkoły z takim patronem może lepiej rozumieć symbolikę tej literackiej postaci?
Od młodzieży otrzymałem zamiast dyskusji ciszę, milczenie i pytający wzrok. Z końca sali podniosła się nauczycielka polskiego. Tłumacząc swoich uczniów, powiedziała zawiedzionym tonem: „Oni nie znają Konrada Wallenroda. Wycofano go z kanonu lektur”.
Wiedziałem, że z edukacją młodzieży jest źle, ale nie sądziłem, że aż tak. Nie ma Mickiewicza, nie ma Sienkiewicza. Jak to możliwe, przecież to jest podstawa! Jak można rozmawiać z człowiekiem o kulturze, historii i tradycji, jeśli nie ma podstaw. Jak ma dokopać się do nauki, skoro nie ma nawet gdzie kopać. Polska młodzież nie stworzy w swoich umysłach na przykład skrótów myślowych, ponieważ nie ma punktów odniesienia. Nie rozumie porównania „Ryszard Kukliński – Konrad Wallenrod XX wieku”, ponieważ nie ma punktu odniesienia w postaci wiedzy, kim był Konrad Wallenrod.
Według mnie, pozbawianie ich wiedzy z zakresu literatury i historii ograniczy nawet ich innowacyjność w zakresie nauk ścisłych. Jest natomiast Harry Potter, który nie ma żadnych bezpośrednich odniesień kulturowych. Jedynie kalki symboli. Gdyby chociaż zamiast brytyjskiej literatury pojawiło się więcej współczesnej polskiej literatury, młodzież miałaby lepsze rozeznanie w naszej kulturze.
W kolejnym gimnazjum zapytałem dyrektora o problem narkotyków. Okazało się, że nauczyciele i dyrektorzy są bezradni w walce z uzależniającymi środkami odurzającymi. Największym sojusznikiem narkotyków w szkołach są rodzice. Nie chcą większej dyscypliny. Tylko zaostrzenie regulaminów w sprawie narkotyków może wypędzić je ze szkoły. Ale rodzice wiedzeni kulturowo liberalnym i bezrefleksyjnym przekazem, wychodzącym od przeciwników Kościoła, nie godzą się na porządki w szkołach.
Najczęściej dyrektorzy, wychowawcy, nauczyciele słyszą od rodziców, że ich dziecko na pewno nie bierze. W związku z tym nie zgadzają się na wojskowy dryl wśród uczniów. W rezultacie tego władze szkół nie mogą nic zrobić. Ani w ramach swoich obowiązków, ani rady rodziców.
Ostatnie zastraszające dane dotyczące obecności narkotyków w życiu młodzieży nie są wcale zaskakujące. Być może dziwią one rodziców, którzy niedostatecznie wsłuchują się w potrzeby i prośby dzieci. Dla nauczycieli sprawy są oczywiste i widoczne gołym okiem. Narkotyki w każdej postaci dostępne są dla każdego. A drugim miejscem, po nocnych klubach, w którym jest najłatwiej je dostać, jest właśnie szkoła, w której dzieci powinny być bezpieczne jak w domu.
Jestem przekonany, że obecny rząd z premedytacją czyni starania na rzecz pozbawienia młodzieży intelektualnych podstaw. Pozwala to na łatwiejsze polityczne manipulowanie nimi. Fałszywa wolność wynikająca z liberalnego wychowania prowadzi do akceptacji narkotykowej próby. Jedni wybierają marihuanę, drudzy amfetaminę, a jeszcze inni to, co prawo sankcjonuje, czyli dopalacze.
Polski rząd, polskie władze świadomie opuściły młodzież. Niemalże na każdym etapie wychowania. Sądząc, iż komputer w pracowni informatycznej to główny klucz do edukacji. To jest tak jakby rodzic powiesił dziecku klucz na szyi i powiedział: „Ty się baw, a ja wrócę do domu później”. Jak można oczekiwać, że młody człowiek nie narobi sobie kłopotów?! Starszym i młodszym dzieciom należy się ochrona państwa przed zagrożeniami. Zacznijmy od przedszkoli. Nie dajmy do nich wejść nauczycielom „seksualności” i jednocześnie wyrzućmy narkotyki ze szkół.