Gdy 8 sierpnia 2008 roku Rosja atakowała Gruzję, poprzedziła tę agresję informacją, jakoby rosyjska ludność zamieszkująca Abchazję i Osetię Południową oraz stacjonujące tam pokojowe kontyngenty wojsk rosyjskich były zagrożone.
Według Moskwy, mieliby za tym stać agresywni Gruzini, którzy chcieliby mieć kontrolę nad tym, co powszechnie w Rosji uważa się za rosyjskie, względnie zyskujące niepodległość dzięki łasce Kremla. Tak traktowana jest Osetia Południowa i Abchazja przez Moskwę. Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew mówił o aktach agresji przeciwko ludności Osetii Południowej i rosyjskim siłom pokojowym. Oświadczył, że: „jego kraj nie dopuści do bezkarnego zabijania swoich obywateli i że winni poniosą zasłużoną karę”. Tyle że już miesiąc wcześniej Rosjanie skierowali około 8 tysięcy żołnierzy do Osetii Północnej, przygotowując się do ataku.
Podobnej retoryki Związek Sowiecki użył w 1939 roku. Chyba nikt z Polaków na to się nie nabrał. Ta żelazna logika rosyjskiej władzy sowieckiej pozwoliła jednak na przekonanie opinii międzynarodowej, że istnieje potrzeba „wkroczenia” do Polski, by ludność białoruską i ukraińską (w domyśle członków wielkiej rodziny Wszechrusi) bronić przed Polakami. 17 września 1939 roku żołnierze armii radzieckiej zrzucali z samolotów nad Polską ulotki o takiej treści: „(…) Rzołnierze Armii Polskiej! Nie proliwacie daremnie krwi za cudze Wam interesy obszarników i kapitalistów. Was przymuszają uciskać białorusinów, ukraińców. Rządzące kole Polskie sieją narodową rużność między polakami białorusinami i ukraińcami. Pamiętajcie! Nie może być swobodny naród, uciskające drugie narody. Pracujące białorusini i ukraińcy, Wasi procujące, a nie wrogi. Razem z nimi budujecie szczęśliwe dorobkowe życie. Rzucajcie broń! Przechodźcie na stronę Armii Czerwonej. Wam zabezpieczona swoboda i szczęśliwe życie” [błędy są wierną kopią tego, co zostało napisane przez Rosjan na ulotce]. Podpisał to Komandarm Michaił Kowaliow, dowódca Frontu Białoruskiego podczas agresji sowieckiej na Polskę.
Niebywałe, jak tradycja rosyjskiej dyplomacji wyrobiła w przywódcach tego kraju zdolność działania na zasadzie moralności Kalego. Dziś najgorsze skojarzenia budzą słowa ministra Siergieja Ławrowa o niemieszaniu się w sprawy Ukrainy. „Apeluję o przejawianie wyważonego i obiektywnego podejścia do wydarzeń na Ukrainie w celu niedopuszczenia do ingerencji z zewnątrz w sprawy wewnętrzne tego przyjaznego europejskiego kraju”.
Przedstawiciel Rosji przy UE Władimir Czyżow sytuację na Ukrainie określa tak: „To agresywne starcia między ekstremistami i grupami skrajnych nacjonalistów a siłami prawa i porządku”. Akurat my, Polacy, potrafimy dostrzec, kiedy rosyjscy przywódcy używają słów, które stawiają narody w pozycji tłumaczącego się z fałszywie zarzuconych im win. Gruzini z ataków na Rosjan. Polacy z ucisku Białorusinów i Ukraińców, a Ukraińcy z Majdanu, terroryzmu i antysemityzmu. Te oskarżenia jednak nigdy nie służyły oswobodzeniu uciskanych. Po nich zawsze z użyciem siły wkraczała Rosja i powiększała swoją strefę wpływów. Dlatego solidarność z oskarżanymi jest tak ważna.
Cztery dni po rosyjskiej agresji na Gruzję – 12 sierpnia 2008 r., prezydent Lech Kaczyński podjął swoją najważniejszą decyzję w polityce zagranicznej, tworząc koalicję w obronie Gruzji. Stojąc na placu w Tbilisi – wraz z prezydentami Litwy, Estonii i Ukrainy oraz z premierem Łotwy – powiedział: „(…) Wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę! Byliśmy głęboko przekonani, że przynależność do NATO i Unii zakończy okres rosyjskich apetytów. Okazało się, że nie”.
Niestety, pan prezydent miał rację. Z tradycji rosyjskiej dyplomacji wynika także to, że jest przewidywalna. W polityce zagranicznej Polski i w polityce bezpieczeństwa nie ma obecnie ważniejszego zadania od wsparcia przeciwników obecnego reżimu na Ukrainie. Od tego może zależeć powstrzymanie ponownego rozszerzania na zachód strefy wpływów Moskwy.