By wiedzieć, w którą stronę powinna zmierzać Ukraina, trzeba rozważyć przyczyny obecnej sytuacji. Jest ich oczywiście znacznie więcej niż jedna. Wręcz sieć wzajemnie uzupełniających się czynników sprawiających, że sytuacja na Ukrainie jest niemalże patowa. To pozostałość po tym, co stworzył komunistyczny Związek Sowiecki i korupcyjny układ powstały w wyniku rozpadu gospodarki centralnie planowanej. To system zależności Kijowa wobec Moskwy wtedy i dziś. Z oczywistych powodów podobne są one do warunków, w których znalazła się Polska po zerwaniu związków z ZSRS. Nieszczęście Ukrainy polega między innymi na tym, że próby wyrwania się z gospodarczego uzależnienia od Rosji przypadły na okres, gdy Moskwa odbudowała swoją potęgę na arenie międzynarodowej.
To oczywiste, że w kontekście nadchodzącej zimy rosyjski szantaż gazowy wobec Ukrainy jest dominującym argumentem przemawiającym za dalszym, gospodarczym i politycznym zbliżeniem z Rosją. W związku z tym, że to uzależnienie jest już dziś bardzo znaczące, kara, jaka spotkałaby zakłady powiązane z rosyjskim gazem oraz prywatne interesy czołowych polityków, oligarchów i prezydenta Janukowycza, byłaby ogromna. Unia Europejska natomiast to jedynie dalekowzroczna perspektywa. Mizerne propozycje stowarzyszeniowe polityków unijnych nie mogły przekonać Janukowycza i rządu Azarenki. To daje powód, by uważać, że polityków z wizją, jakich potrzeba do podjęcia decyzji o przyciągnięciu Ukrainy do Zachodu i stworzenia silniejszej Europy, nie ma ani w Kijowie, ani w żadnej z zachodnich stolic.
Przez wiele dziesięcioleci Polacy próbowali wyrwać kraj z geopolitycznego klinczu i ustanowić nowe państwo, osadzone w demokratycznych ramach prawnych. Wolne od wpływów rosyjskich. Jako dojrzałe społeczeństwo mamy dla Ukraińców wiele rad dotyczących obecności w Unii Europejskiej – korzyści z niej płynących i wadliwych rozwiązań. Wątpię, by Ukraińcy byli bardziej gościnni dla feministek lesbijek i homoseksualistów z ich zmanipulowanym przekazem dotyczącym równości niż Polacy.
Co jednak ważniejsze, Unia Europejska wpuszcza w swoje granice gigantyczną rolniczą machinę – wielki spichlerz Europy. Stan gospodarki Ukrainy jedynie w minimalnym stopniu wykorzystuje jej potencjał. Jeśli Niemcy i inne państwa Europy Zachodniej obawiały się o swoją gospodarkę w związku z akcesją Polski, to wejście Ukrainy doprowadzi do trzęsienia ziemi. Ukraińcy już spoglądają na doświadczenia polskie, czeskie, słowackie i węgierskie. Na podstawie kosztów tych państw wyliczyli, jaki będzie ciężar dostosowania ukraińskiego przemysłu do warunków UE.
Okazały się ogromne, i to właśnie te dane przedstawił prezydent Janukowycz obywatelom. Jeśli miałaby się zwrócić inwestycja Unii w Ukrainę, duża część tego przemysłu i infrastruktury musiałaby trafić pod kontrolę prywatnych korporacji zagranicznych, tak jak w Polsce. To stało się ze stratą dla Polski i Polaków. Tymczasem w ukraińskim parlamencie Witalij Kliczko, przewodniczący opozycyjnej partii Udar (posiadającej 10 proc. w Ukraińskiej Radzie Najwyższej), powołuje się na sukces Polski w modernizowaniu kraju dzięki Unii Europejskiej, dając tym samym do zrozumienia, że ta część opozycji zamierza poprowadzić kraj drogą Polski.
W interesie Polski leży, by Ukraina znalazła się w Unii Europejskiej, poza strefą wpływów Moskwy. Jest to być może nie do zrealizowania. Jednocześnie to cel, do którego nie można przestać dążyć. Ukraińskie społeczeństwo i klasa polityczna muszą to zainteresowanie widzieć. Obecność Jarosława Kaczyńskiego stojącego razem z Kliczką jest bardzo ważnym dyplomatycznym gestem. Jest symbolem tego geopolitycznego układu, który powstał po upadku Związku Sowieckiego. I dopóki wśród Ukraińców jest ważny polski polityk, dopóty istnieje ten związek polsko-ukraiński, którego celem jest ucieczka Ukrainy na Zachód. Wkrótce ta wizyta może zaowocować nową, lepszą relacją na linii Warszawa – Kijów. Nieobecność Polaków w Kijowie, ograniczona do medialnej deklaracji, to koniec marzeń o Ukrainie w Unii Europejskiej.