Węgrzy przeżywają 57. rocznicę swojej antykomunistycznej rewolucji. A my wraz z nimi. W 1956 roku byliśmy upodleni tak jak Węgrzy przez okupujących nasze kraje komunistów.
Świadectwem tamtych czasów jest Muzeum Terroru w Budapeszcie. Mieści się ono w byłym budynku więzienia i siedziby stalinowskiej policji politycznej. Działy się tam rzeczy tak straszne, że nawet nam, Polakom, trudno to sobie wyobrazić. Mordów było tak dużo, że komuniści zainstalowali na najniższym poziomie, w głębokich lochach, maszynę do mielenia ludzkich ciał.
Solidaryzujemy się z Węgrami we wspomnieniach ich bohaterskiego zrywu w 1956 roku, ponieważ i Polacy próbowali w tamtym czasie wyrwać dla siebie choć trochę wolności, za co ponieśli ofiarę.
Powstanie Węgierskie rozpoczęło się 23 października 1956 roku od solidarnościowej demonstracji właśnie z Polakami przed pomnikiem Józefa Bema. Węgrzy mieli swojego Imre Nagyego. Jego patriotyzm i nadzieja na wolność pozwoliły stawić czoła samej Armii Czerwonej. Tam nie było wątpliwości, że jest ona okupantem. Sowieci zabili w walkach 2,5 tys. Węgrów, a 13 tys. zostało rannych.
Solidaryzujemy się z Węgrami, bo tak jak i w naszym kraju po 1989 roku zostali oszukani przez tych, którzy – jak powiedział Viktor Orbán tydzień temu – „kufajki zamienili na garnitury”. Mamy wspólną historię najnowszą, bo „to byli komuniści oddali Węgry i Węgrów w ręce funduszy spekulacyjnych i międzynarodowego przemysłu finansowego. Wiemy, że to oni oddawali i wciąż są gotowi ponownie poddać Węgry kolonizatorom”.
Cytuję słowa premiera Viktora Orbána sprzed tygodnia, z oficjalnych obchodów święta narodowego Powstania ’56, ponieważ tak samo moglibyśmy opisać i nasz kraj. Orbán to człowiek, który swojego honoru nie splamił i do dziś jest wierny temu, co mówił w 1989 roku.
Polityczna koniunktura nie zmieniła jego patriotyzmu i antykomunizmu. 16 czerwca 1989 r., jeszcze w komunistycznych Węgrzech, w czasie ponownego pogrzebu bohaterów rewolucji węgierskiej 1956 r. zażądał między innymi wycofania z Węgier armii radzieckiej i przeprowadzenia wolnych wyborów. Z Polski zażądał usunięcia Wojciecha Jaruzelskiego. Piszę to także w kontekście niedawnej śmierci premiera Mazowieckiego i historycznych podsumowań. Wiele z nich miało wydźwięk następujący: „Nie mówmy, jaka byłaby Polska, gdyby Tadeusz Mazowiecki postępował inaczej. To jest ahistoryczne”.
Solidaryzujemy się z Węgrami, ponieważ są obecnie krytykowani przez liberalną i laicką Unię Europejską za reformy swojego kraju i prowadzenie własnej polityki. Za to, że ich władze „zrobiły miejsce” dla Boga w polityce tego państwa. W tym samym czasie Trybunał w Strasburgu odrzuca polską skargę na rosyjskie śledztwo w sprawie Katynia.
Unia Europejska daje tym samym dowód na to, jak bardzo nie liczy się z najnowszą historią państw członkowskich. Oczywiście Trybunał nie leży w strukturach Unii, ale i tak wpływa to na odwracanie się Polaków od UE. Pytam zupełnie retorycznie: jakie moralne prawo mają unijni politycy do zarzucania Orbánowi niedemokratycznych reform?
Dziś solidaryzuję się z Węgrami także dlatego, że widziałem ich tysiące przed pomnikiem Józefa Bema 10 kwietnia 2010 roku. Tego dnia byłem w Budapeszcie i miałem relacjonować węgierskie wybory parlamentarne. Wtedy zwyciężył Viktor Orbán. Tego dnia zginął prezydent Lech Kaczyński i towarzysząca mu delegacja. Nasi przyjaciele płakali przed pomnikiem wspólnego bohatera tak jak w tamtym tragicznym i bohaterskim 1956 roku.