Wkrótce minie 10 lat od śmierci płk. Ryszarda Kuklińskiego. Poprzedzi tę rocznicę wejście do kin filmu o misji dla Polski, jaką wykonał Jack Strong. W popkulturowej rzeczywistości i środowiskach, na które najbardziej oddziałuje obraz, to znacznie więcej niż literatura, Izba Pamięci, pomniki oraz sesje naukowe. To znacznie więcej dla tych odbiorców niż wypowiedzi świadczące o czyimś życiorysie.
Ludzie na pewno wiele tracą z powodu przyjmowania większości treści za pomocą obrazu, ale tak już jest. Było już kilka filmów dokumentalnych i fabularyzowanych o Ryszardzie Kuklińskim. Jednak taki obraz o pułkowniku był długo wyczekiwany. Towarzyszyły temu wielkie obawy. Wreszcie, po przedpremierowym seansie, przyszły ulga i radość.
Ten film przenosi na ekran to, co wszyscy wiedzieliśmy. Co inspirowało Kuklińskiego, co przekazał Stanom Zjednoczonym i jak ważna dla niego była służba Polsce. Podaje to jednak w taki sposób, jakiego potrzebuje człowiek XXI wieku. Jest artystycznym dziełem, na którego powstanie pracowały najgłośniejsze nazwiska polskiego kina. Stworzyli pomnik Kuklińskiemu, choć ani Władysław Pasikowski, ani Marcin Dorociński nie przyznają się do tego w wywiadach.
Z mojego punktu widzenia to jednak nie tylko wielkie „dziękuję” dla Kuklińskiego. Oglądając ten obraz, myślałem o tych, którzy mieli odwagę głośno mówić o Kuklińskim i jego zasługach przez całe lata 90. Podczas rządów postkomunistów, Unii Demokratycznej i Unii Wolności, „Gazety Wyborczej”, którzy zrobili z Kuklińskiego zdrajcę, osobę podejrzaną i kontrowersyjną lub marionetkę prawicowych oszołomów. Kukliński po ucieczce przed wymiarem sprawiedliwości PRL nigdy nie był związany z żadnym środowiskiem patriotyczno-niepodległościowym.
Zawsze działał samodzielnie. Natomiast to różowa opozycja z okresu PRL odwróciła się od wartości (lub nigdy nie była ku nim zwrócona), które wyznawał Kukliński: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Nie odwrócili się od tych wartości ci, którzy go bronili w latach 90. i na początku XXI wieku. Wypowiedzi wielu z nich znalazły się w publikacjach pełnomocnika Kuklińskiego – Józefa Szaniawskiego. I właśnie symbolicznie dzięki nim ten film mógł powstać. Ci sami ludzie stali na straży Izby Pamięci Pułkownika Kuklińskiego, gdy warszawski ratusz opanowany przez PO chciał ją zamknąć. Także tysiące zwykłych Polaków. Ten film to wielkie „dziękuję” także dla Was. Proszę Państwa, abyście oglądając film „Jack Strong”, wspomnieli tych, którzy dla honoru Kuklińskiego i honoru Polski często byli skazani na boczny tor życia publicznego.
Dziś to „Gazeta Wyborcza” powinna wytłumaczyć się ze swojego oszołomstwa i fobii wobec Kuklińskiego. Blady strach padł na „GW” w oczekiwaniu reakcji społeczeństwa na film. Teraz znów ludzie zapytają, dlaczego „GW” broni Jaruzelskiego i Kiszczaka, a nie Kuklińskiego. Jeśli twórcy „Wyborczej” są dumni z tego, że w 1989 roku obalono komunizm bez rozlewu krwi, to niech odpowiedzą na pytanie, dlaczego nie są dumni z Polaka, który bez rozlewu krwi pomógł zerwać żelazną kurtynę. „GW” jest jak skansen postkomunizmu. Nawet dawni komuniści nie chcą już przyjąć zaproszenia od studentów na debatę o Kuklińskim na Uniwersytecie Warszawskim. Odnoszę wrażenie, że zdali sobie sprawę, iż dokonało się rozliczenie historyczne i nie ma już jak bronić tworu, którym była PRL. Na marginesie sprawy Kuklińskiego i filmu „Jack Strong” pozwolę sobie zwrócić uwagę, że takich symboli jak pomnik „Czterech Śpiących” w Warszawie bardziej broni PO i „GW” niż SLD.
Pamiętam, jak z Ryszardem Kuklińskim poznał mnie mój Ojciec Józef Szaniawski. Spotkałem człowieka, którego historię już wtedy dobrze znałem. Nie tylko z jego przekazów. Także z zebranych wypowiedzi oficerów LWP i Armii Czerwonej, komunistów radzieckich i polskich, wreszcie amerykańskich współpracowników Kuklińskiego. Jak to zwykły osiemnastolatek, miałem kilka innych spraw w głowie, nie tylko tajniki zimnowojennej konfrontacji. Jednak nigdy nie miałem wątpliwości, po której stronie stał Ryszard Kukliński. Nie dlatego, że życie i historia nie są czarno-białe. Dlatego, że istnieje pewna i stała hierarchia wartości. W każdej szkole uczono, czym były zabory, a z tego płynął wniosek, czym jest wolność dla Polaków. Pośrodku, pomiędzy pragnieniem wolności a służbą okupantowi, jest jeszcze cynizm. I właśnie temu służą dziś ci, którzy nie potrafią przyznać Ryszardowi Kuklińskiemu racji.