Do smutnej konstatacji doprowadziła mnie rozmowa z jednym z liderów konserwatystów w Parlamencie Europejskim. Holenderski polityk wywodzący się z partii Unia Chrześcijańska z zaskoczeniem wsłuchiwał się w nasze realne problemy dotyczące m.in. ograniczenia emisji dwutlenku węgla i złych konsekwencji tego dla gospodarki Polski, nieprawidłowego dystrybuowania środków unijnych.
Zaskoczony propozycjami rozwiązania problemów demograficznych zauważył, że nas, Polaków, charakteryzuje pesymizm. Rzeczywiście, trudno było nie odnieść takiego wrażenia, gdy jeszcze dorzuciliśmy, wraz z osobami uczestniczącymi w spotkaniu, kwestię opanowania polskich mediów i dużej części biznesu przez osoby związane z peerelowskimi służbami, a ponadto fakt, że egzystujemy pomiędzy Niemcami i Rosją, a aktywność tych dwóch wielkich państw zawsze wywiera presję na Polskę.
Ta smutna konstatacja to wątpliwość, czy człowiek zachodniej Europy, nawet wywodzący się z konserwatywnego środowiska, może zrozumieć złożoności, które wpływają na postawę Polaków na gruncie polityki unijnej. Co za tym idzie, czy jest w stanie poprzeć dążenia Polaków w ramach wspólnej polityki. Europejski problem demograficzny, czyli fakt, że rodzi się coraz mniej dzieci, a średnia wieku Europejczyka wciąż się zwiększa, ma zasadniczy wpływ na każdą sferę życia. Jednak europejski gość, z którym rozmawiałem, w odpowiedzi na propozycje wprowadzenia rozwiązań ułatwiających rodzinom podejmowanie decyzji o powiększeniu rodziny, pytał kilka razy, ale jak chcemy to zrobić?
Odniosłem wrażenie, że zaskoczeniem jest dla niego nie tylko kontekst polski, ale nawet europejski. Przenieśliśmy ciężar rozmowy na płaszczyznę gospodarczą. Padło hasło o marazmie dużej części społeczeństwa. O braku innowacyjności wynikającym z tego, że system całego państwa nie zachęca ludzi do działania, że 7 lat ostatnich rządów to „polityka ciepłej wody w kranie”, czyli, że Polacy dostają pewne minimum, a o więcej niech nie proszą. Patrząc na jego niedowierzanie, zadawałem sobie pytanie, jak w Unii Europejskiej wspólnie przeprowadzimy różnorodne reformy przy takim dysonansie nie tylko ideologicznym, ale także narodowym. Szanowny gość zapytał, dlaczego nie weźmiemy przykładu z Holandii? Dlaczego nie znajdziemy nisz przemysłowych i nie zreformujemy wszystkiego, jak to zrobiono w jego ojczyźnie przed sześćdziesięcioma laty?
Wtedy otworzył się przede mną wielki obraz skomplikowanych, historycznych zapóźnień, lat zmarnowanych szans, pogmatwanych zależności i tęsknoty za tradycją, której nigdzie poza Polską nie ma. Nam ją odebrano, więc za wszelką cenę chcemy do niej wrócić. Tego wszystkiego nie sposób opisać ludziom Zachodu. Holender usłyszał więc, że nie możemy kopiować wprost, bo brak nam nawet kapitału do takiej reformy. Gdyby zatem mogło dojść do zrozumienia wygórowanych polskich oczekiwań w ramach polityki UE, powinno dojść także do konsensusu w Polsce.
W kontekście tego znacząco brzmią słowa Jarosława Kaczyńskiego zamieszczone w liście do PSL. PiS razem z grupą EKR chciało, by Polska na Wspólną Politykę Rolną w latach 2014-2020 otrzymała 42 miliardy euro. „Tymczasem rząd PO – PSL zadowolił się kwotą 28,5 miliarda euro” (…). „Gdy Prawo i Sprawiedliwość wraz z brytyjskimi konserwatystami i całą grupą EKR walczyło o równe prawa dla polskiej wsi, mówiliście w Sejmie, że o wyrównaniu dopłat nie można mówić, bo trzeba by zabrać Niemcom, Francuzom czy Belgom, żeby nam zwiększyć. (…) Byliście adwokatami cudzych, a nie polskich interesów”.
Wynika z tego, że rząd PO –PSL jest autorem kolejnej zmarnowanej szansy, jaką miała Polska w relacjach z Unią Europejską.