Fakt, że premier polskiego rządu wyciszył wszystkie afery Platformy Obywatelskiej, jakie wybuchły po 2007 r., nie oznacza, że w ramach tych zachowań nie doszło do nadużyć władzy, utraty zaufania obywateli oraz korupcji. Nie oznacza też, że opozycja, skoncentrowane ruchy społeczne nie prowadzą prac koncepcyjnych, jak uwolnić kraj od skompromitowanych rządów, trzymających się usilnie władzy. Także brak zdecydowanej reakcji społecznej, pewnego rodzaju fali, która zmyłaby rządzących z mostku kapitańskiego, nie oznacza, że taki scenariusz jest niemożliwy do zrealizowania.
W wielu dyskusjach o kondycji obecnego rządu i państwa pada pytanie: dlaczego Polacy jeszcze nie zrezygnowali z tego rządu w ramach instytucji demokratycznych? Dlaczego protesty nie przełożyły się na dymisje? Rząd się nie ugiął pod naciskiem niezadowolonych. Wielu z nas, Polaków, jest pewnie zadowolonych z powodu względnego dobrobytu. Prawie każdego stać na samochód. Część rodzin wyemigrowała i ciężko pracuje na trzykrotnie wyższą pensję niż w Polsce, by dzielić się nią z bliskimi nad Wisłą. Ogólnie mówiąc, jest ciepła woda w kranie, po co więc nam rozruchy.
Jednak coś podskórnie się dzieje. Rozważając scenariusze na przyszłość dla Polski, coraz częściej mówi się o zamieszkach, które miałyby zmusić władzę Platformy Obywatelskiej do odejścia. I nie chodzi tu jedynie o samo odejście tej partii od władzy, ale zmiany systemowe w państwie, których PO nie chce lub nie może przeprowadzić. Polska potrzebuje przemian. Chodzi głównie o zmiany w czterech obszarach: wymiarze sprawiedliwości, systemie emerytalnym, służbie zdrowia i gospodarce.
Wymiar sprawiedliwości powinien być dogłębnie zdekomunizowany i odpolityczniony, a także usprawnione powinno być jego działanie. System emerytalny został rozgrabiony. Wyciągnięto pieniądze i przeniesiono do budżetu państwa po to, by PO utrzymała się przy władzy. W tym samym celu Sienkiewicz zabiegał o pieniądze z NBP u Belki. Polska wreszcie musi być państwem dla obywateli, a nie dla władzy. Kolejnym ministrom zdrowia nie przeszkadza najwyraźniej to, że z powodu wyczerpanych limitów finansowych na operacje odwołuje się zabiegi zaplanowane już kilka miesięcy wcześniej, a nawet lat. Za wszystko odpowiadają urzędnicy z NFZ albo – jak mówi władza – system. Po 25 latach transformacji zagraniczne firmy wciąż mają większe przywileje inwestycyjne niż polskie.
W Polsce żaden z obszarów zarządzanych przez resorty Donalda Tuska nie działa satysfakcjonująco. Armia nie jest w stanie rozkładu, ale w obliczu zagrożeń, przed którymi stoi Polska, nasze wojsko nie może nas obronić. Edukacja jest na dnie. Jedna trzecia polskich nastolatków nie zdała matury. Ktoś powie: autostrady za to budują i stadiony. Rozbudowa infrastruktury nie jest żadną zasługą PO i rządu Donalda Tuska, raczej formą współczesnego rodzaju planu Marshalla, czyli unijnych dopłat, które otrzymuje Polska w wyniku obecności w Unii Europejskiej.
Czas na poważne i głębokie zmiany. Polska musi przejść przemiany systemowe i ideologiczne. Nie można doprowadzać społeczeństwa do stanu, w którym o państwie myśli: „Jest, jak jest, lepiej nie będzie. Trzeba myśleć o swoim”. Bez odnowy ducha tego nie zrobimy. Nie zmniejszymy podziałów i wynikających z nich nienawiści do odmiennych przekonań rodaków. Nienawiść do Kościoła w Polsce jest importowana i wielu daje się nabierać na modny kulturowy neoliberalizm. Tymczasem tylko Kościół daje gwarancje duchowego przewodnictwa w dobie zmian i w okresie po nich następującym. U podstaw każdego państwa leżą jakieś „mity założycielskie”, kamienie węgielne i idee. Te podwaliny III RP są albo fałszywe, albo źle rozumiane.
Wybuch społecznego niezadowolenia jest zawsze wynikiem zwlekania ze zmianami. Już wkrótce dążyć do nich będą – ku zaskoczeniu rządzących –ludzie urodzeni na przełomie lat 80. i 90. Polska stoi przed koniecznością zmian.