Nie jest tajemnicą, że przed nami wybory historyczne. To wyrażenie przez Polaków poparcia dla programu serwowanego przez ostatnie 7 lat albo zgody na naprawę i przeformułowanie systemu społecznego i politycznego w Polsce. Podział społeczny i wzajemne niezrozumienie Polaków w ostatnich latach pogłębiło się, a nastroje wzajemnej niechęci umiejętnie podsycano. Tęcza, gender, Grodzka, ataki na księży i Kościół zmuszają ogromne rzesze Polaków do obrony siebie i kawałków swojej ziemi, świata uczciwego, nietkniętego szaloną rewolucją stworzenia w Europie nowego, bezpłciowego człowieka. Wspieranie projektu Unii Europejskiej, którego pierwszoplanowym celem jest zmuszanie społeczności Starego Kontynentu do promowania homoseksualizmu wśród dorosłych i dzieci, niszczy Unię. Kończy się to w taki sposób, że politycy europejscy nie potrafią skonsolidować się w obliczu realnego zagrożenia, by podjąć znaczącą decyzję.
Tak, Polska może jeszcze wycofać się z polityki, której jedną z naczelnych zasad jest satysfakcja z emigracji milionów młodych. Obecnie cieszy to rząd, bo jednocześnie może pochwalić się spadającym bezrobociem. To zwyczajnie wynik nieobecności tych ludzi w granicach Polski. Jeszcze w tym roku jesteśmy w kraju, gdzie system sprawiedliwości nie karze ludzi odpowiedzialnych za zabijanie w imię komunizmu, ale wsadza się do więzień demonstrujących przeciw nim. To kraj, w którym włodarze miast mający poparcie 7-letniego rządu PO chcą, aby w ich miastach stały pomniki NKWD i Armii Czerwonej oraz ich polskich podwładnych. Wydają pieniądze na ich remonty i upiększają cokoły, na których postawili je sami Rosjanie. W wyborach można to zmienić.
Rozwiązaniem problemu nie jest rewolucja, ale ciężka praca poważnej i potężnej instytucji zrzeszającej znaczącą grupę Polaków. Żadna siła w przedziale poparcia 5-30 procent wyborców nie jest w stanie podjąć inicjatywy naprawy Polski. Jednocześnie należy zaznaczyć, że „poważna” odnosi się nie tylko do rozbudowanych struktur, ale także do dysponowania ludźmi godnymi, a nie świecącymi jak nocny neon nazwiskami. Kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości postawiło ponad wszystko na ludzi kompetentnych, podejmując ryzyko, w rozumieniu mediów brukowych, że nazwiska profesorów i doświadczonych urzędników nie są tak popularne jak celebrytów. Jednocześnie jest to wyraźny komunikat: Polaku, nie robię z Ciebie idioty, wysyłając do europarlamentu gwiazdę sportu i salonów. Na marginesie dodam, że także jestem pod wrażeniem zachowania tych osób o wysokich kompetencjach artystycznych, natomiast niskich kompetencjach politycznych, które odmówiły partiom wykorzystania swojego nazwiska na wyborczych „jedynkach”.
Radykalne rozwiązania z neoliberalizmem w tle nie tyle nie mogą być wprowadzone, ile nie doprowadzą do realnych zmian. Oddanie głosu na opowiadającego od 40 lat te same frazesy Korwina to strata głosu. To wsparcie stanu obecnego. Jego Kongres jest w mediach tylko dlatego, że jest to na rękę PO i wspieranemu przez media rządowi Tuska. Byle podgryzać Prawo i Sprawiedliwość. Podobnie jak komunizmu, tak i neoliberalizmu nikt o zdrowych zmysłach nie może dziś bronić. To po prostu nie działa. Ani w warunkach polskich, ani w Unii Europejskiej, ani nawet w Ameryce Północnej. Różni teoretycy pokroju tego brydżysty snują teorie, jak naprawić świat za pomocą kilku prostych ruchów. Ale Polska to nie gra i nie będziemy się bawić w eksperymenty ze świata dzieci. Natomiast fakt lekceważenia przez niego ofiar komunizmu oraz gloryfikacja Putina w stylu socjalisty Gerharda Schroedera dyskwalifikują go zupełnie.
Przed nami wybory historyczne. Cała ich dwuletnia seria. Każde ze spotkań z urną, stanięcie „twarzą w twarz” z tym biało-czerwonym symbolem demokracji będzie nas zmuszało do odpowiedzi na pytanie, czy zgadzamy się na arogancję i bezkarność władzy. Proszę pamiętać, wybierając listę wyborczą w niedzielnym głosowaniu, że „arogancja władzy to pierwszy krok w kierunku władzy represyjnej, totalitarnej, dyktatorskiej”. Natomiast oddanie jej w ręce politycznej „drobnicy” tylko pogłębi chaos w Polsce.