W Warszawie żyje się w oczekiwaniu na kolejne decyzje władz, które nie są ani wyrazem woli mieszkańców, ani tym mieszkańcom nie służą. 1 maja ma zostać odsłonięta odnowiona tęcza na placu Zbawiciela. Wcześniej jednak autorka projektu zaproponowała miastu termin odsłonięcia w dniu 17 maja.
Ta data to świętowany w środowiskach nowoczesnej lewicy i lewaków międzynarodowy dzień walki z homofobią. Jakby chcąc pokazać, że tęcza nie jest obecnie symbolem homoseksualistów i że instalacja na placu Zbawiciela nie ma nic z tym wspólnego, warszawski ratusz nie zgodził się na tę datę.
Hanna Gronkiewicz-Waltz wybrała datę 10. rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej 1 maja 2014. Ta decyzja nie tylko nie pozwoli uciec tęczy od homoseksualnych skojarzeń.
Wręcz pogłębia negatywny wydźwięk ponownego odsłonięcia instalacji. Symbolem istoty funkcjonowania Unii Europejskiej stała się promocja w sferze publicznej obecności homoseksualistów. Słuszny niegdyś podstawowy zamysł wstąpienia do Unii i koncepcja jej powstania dziś stały się karykaturą pierwotnych założeń.
Starania o prawo do życia w pokoju w Europie oraz równe prawo wszystkich Europejczyków do wolnego rynku, wolnych mediów i demokracji zamieniło się w prawo do eksponowania wszelkich dewiacji. Propozycja, aby to właśnie tego dnia odsłaniać symbol rozwydrzonej części homoseksualnej społeczności i aby wydarzenie to stało się integralną częścią uroczystości, pogłębia przekonanie, że idee europejskie upadły, a została kolorowa etykieta. Pod nią kryją się głównie fałszywe hasła walki o równouprawnienie.
Fałszywe dlatego, że jako ludzie wszyscy w naszym kraju i prawdopodobnie w całej Unii Europejskiej mamy te same prawa, które na dodatek są realizowane. Co więcej, tzw. parady równości, które obserwujemy przy różnych okazjach, to krzykliwa mniejszość. Większość ludzi wcale nie chce wyciągać swoich prywatnych spraw na wierzch. Oczywiście ci najgłośniejsi, którzy robią na tym interes, chętnie wmawiają im uległość wobec dominacji chrześcijaństwa oraz kompleksy. A te najlepiej leczy się na paradzie równości i pod tęczą – można by złośliwie skomentować. Właśnie po to stworzono gender, aby hasła z parady równości przenieść na uniwersyteckie aule.
Flagi z tęczą wywieszone w oknach zmuszają przechodniów do domysłów, co dzieje się wewnątrz. Szkoda, bo kiedyś tęcze miały dzieci na piórnikach, koszulkach itp., dziś została im skradziona przez rozwydrzonych dewiantów. Teraz ci sami dewianci zabierają się za skonsumowanie tematu rocznicy wejścia do Unii Europejskiej. Zamiast wspomnieć ogólnonarodową debatę, jaka miała miejsce w miesiącach i latach poprzedzających unijne referendum. Zamiast rozliczyć te dziesięć lat, symbolem tego okresu będzie uległość władz wobec tęczowych instalacji.
Wolność rozwrzeszczanych nie przynosi im jedynie pozytywnych skutków, jakby sami tego chcieli. Odbywa się kosztem innych. Mieszkańcy okolic placu Zbawiciela opowiedzieli się w swoich protestach przeciwko tej instalacji. Podobnie niektórzy architekci, którzy podkreślają, że tęcza zakłóca Oś Stanisławowską. Tuż przed placem Zbawiciela stał kolorowy kiosk z warzywami. Handlarza usunięto, gdyż psuł wizerunek jednolitej zabudowy.
Komu służy tęcza? Nikomu. Jeśli ktoś jest faktycznie dyskryminowany, wcale nie przyniesie mu równości. Miastu nie dodaje uroku, bo rzeczywiście zabudowa okolic placu Zbawiciela jest jednolita i służy jej wizualny porządek. Tęcza prowadzi katolików do przekonania, że samo jej postawienie przed świątynią Najświętszego Zbawiciela jest prowokacją skierowaną przeciwko nim. Namawianie mieszkańców stolicy, by w wolnym czasie wplatali kwiatki w instalację, uważam za angażowanie ludzi w konflikt. Natomiast najpoważniejsze argumenty, jakie dotąd padały w tej sprawie, to fakt, że jest „ładniej”.