Jak doganiamy świat?
Pozycja Polski w świecie ulegla pogorszeniu w 2013 roku wedlug danych raportu globalnej konkurencyjności opublikowanego przez Światowe Forum Ekonomiczne.
Gospodarka naszego kraju znajdowała się pod względem konkurencyjności na 42 miejscu wśród 148 krajów uwzględnianych w rankingu. Bylo to o 1 miejsce niżej, anizeli w roku ubieglym, kiedy to zajmowaliśmy 41 miejsce. Od wielu już lat na pierwszych miejscach znajdują się gospodarki Szwajcarii, Singapuru, Finlandii, Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Smutne jest, że Polskę wyprzedziły takie kraje jak Tajlandia, Azerbejdżan, Chile czy Panama. Lepiej radzilismy sobie w Europie Środkowo-Wschodniej. Udało nam się nawet wyprzedzić przeżywające kryzys Czechy. Zaznaczmy, że wyniki powyższego raportu są bardzo ważne dla inwestorów zagranicznych. Stanowią bowiem dla nich ważne źródło analizy porównawczej i są pierwszym etapem selekcji rynków, na których zamierzają inwestować. W budowie rankingu brano pod uwagę takie elementy sytuacji gospodarczej, jak struktura insytucjonalna państwa, infrastruktura społeczno-gospodarcza,n otoczenie makroekonomiczne, poziom służby zdowia, poziom edukacji, efektywność gospodarki i jej innowacyjność.
Konkurencyjność polskiej gospodarki pogarsza się mimo bardzo niskich kosztów płac. Godzinowe koszty pracy w Polsce są ponad 3 razy niższe aniżeli średnie w Unii Europejskiej. Przed nami są pod tym względem takie kraje Europy Środkowo-Wschodniej jak Węgry, Estonia, Słowacja, Czechy i Słowenia. Zarabiamy w Polsce tyle co pracownicy w Ameryce Poludniowej. Za godzinę pracy dostajemy o dolara więcej niż Brazylijczycy i o dolara mniej niż Argentyńczycy.
Pozycja konkurencyjna Polski obniżyła się, mimo że nasz kraj wydał ogromne środki finansowe na jej poprawę. W latach 2007-2013 mielismy do wykorzystania w ramach polityki spójności UE blisko 70 miliardow euro, nie licząc dotacji unijnych na rolnictwo. Zadaniem polityki spójności była poprawa infrastruktury gospodarczej i niwelowanie dysporoporcji rozwojowych między poszczególnymi regionami naszego kraju. Jeśli uwzględnić środki przyznane nam na rozwój rolnictwa, to w sumie dysponowaliśmy dodatkowymi funduszami z Unii Europejskiej w okresie 2007-2013 na sumę 100 mld euro.
Z powyższego rankingu można wyciągnąć wniosek, że fundusze unijne nie przyniosły oczekiwanych efektów. Błędna była polityka ich redystrybucji. Można mieć na przykład wątpliwosci czy priorytetowym celem była budowa autostrad i stadionów? Czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby skoncentrowanie wydatków na rozbudowie dróg lokalnych, na rozwoju transportu kolejowego i położenie nacisku na rozwój systemu energetycznego dającego niezależność ekonomiczną. Ale przede wszystkim powinna obowiązywać zasada koncentracji wydatków, a nie ich rozpraszanie.
Kluczem dla poprawy konkurencyjności gospodarki jest zwiększenie wydatków na badania naukowe i rozwój. Pod tym względem sytuacja nie ulega poprawie od wielu lat. Udział wydatków na badania i rozwój w Polsce uległ stagnacji na poziomie około 0,5% PKB. Średnio w Unii Europejskiej wskaźnik ten wynosi 1,5%, a w Stanach Zjednoczonych 3%. O astronomicznej różnicy w wielkości tych wydatków w ujęciu nominalnym nie ma się nawet co rozwodzić. Występuje bowiem ogromna różnica w wartości wytwarzanego PKB. Niekorzystna jest też struktura wydatków. W Polsce dominują wydatki na badania podstawowe z budżetu państwa, słabo powiązane z ich aplikacyjną efektywnoscią. Na Zachodzie natomiast dominują wydatki wdrożeniowe firm, pozwalające zdobywać przewagę konkurencyjną sektora prywatnego na rynkach międzynarodowych.
Powiększająca się dziura budżetowa nie stwarza nadziei na poprawę sytuacji. Cięcia budżetowe przyjęte na ten rok osłabią naszą konkurencyjność. Oszczędności dotkną tak ważne resorty gospodarcze jak Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, ministerstwo rolnictwa czy ministerstwo szkolnictwa wyższego. Rząd zabiera kolei 1 mld złotych w ramach ratowanie budżetu. Obcięte zostały wydatki na naukę. Jedyne zatem co nam zostanie, to nadal konkurować na rynkach międzynarodowych niskimi kosztami pracy. Tylko czy Polacy będą chcieli pracować we własnym kraju za nędzne wynagrodzenie? Czy kolejne 2 miliony pracowników nie poszuka sobie nowej ziemi obiecanej?
Takie będą skutki braku strategii rozwoju Polski. Polityka polegania wyłącznie na niewidzialnej ręce rynku zawiodła. Jest to bowiem polityka „jakoś to będzie”, polityka bez wizji. Kraje wysoko rozwinięte już dawno z niej zrezygnowały. Wolą wspierać rodzimą przedsiębiorczość i ich pozycje konkurencyjną w nieczystej grze na rynkach globalnych.