Lament bankierów, czyli zawsze za mało
Jak podają najnowsze statystyki, sytuacja finansowa banków krajowych pogarsza się. Zysk netto 19 największych banków w Polsce wyniósł w pierwszej połowie bieżącego roku 6,9 mld złotych i był o 1,6% mniejszy niż w tym samym okresie roku ubiegłego. Można powiedzieć katastrofa narodowa. Co tam spadek inwestycji i konsumpcji, rosnące bezrobocie, rosnąca emigracja czy lawinowy wzrost zadłużenia państwa. Banki zagraniczne w Polsce to przecież ikony równe napisowi na sztandarze „Żywią i Bronią” powiewającemu w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej.
Ale lament bankierów jest w pełni zasadny. Dostaną przecież kilka tysięcy złotych mniejszy dodatek do wielomilionowych wynagrodzeń. W końcu wykorzystują rzadko spotykane talenty dla dobra kraju. Prawdziwym majstersztykiem bankierów w Polsce jest polityka tak zwanej marży odsetkowej. Marża odsetkowa jest to różnica między stopą oprocentowania depozytów klientów a stopą procentową od udzielonych kredytów. Na początku 2011 roku przeciętne oprocentowanie depozytow złotowych było o ponad 5% niższe niż oprocentowanie kredytów. Ale, o zgrozo, w czerwcu tego roku różnica tylko nieznacznie przekraczała 4%. Banki zbiedniały. To nic, że powyższa marża odsetkowa w Polsce jest dwukrotnie wyższa niż w krajach o bardziej rozwiniętych rynkach finansowych. To nic, że banki w Polsce wykorzystują oligopolistyczą pozycję, łupiąc naiwnych obywateli. To nic, że w Polsce mamy sytuację niepisanej zmowy cenowej między największymi instytucjami finansowymi pozwalajacej na osiąganie astronomicznych zysków z gatunku „czy się stoi, czy się leży”. Klient kupi wszystko, gdy ma nóż na gardle.
Banki na Zachodzie nie mogą sobie pozwolić na tak wysoką marżę odsetkową. Jak wspomniano, jest ona o połowę niższa. Tam nawet trudno uchwytne zmowy oligopolistyczne są surowo tępione. Bankierzy muszą liczyć się z ryzykiem, że klient w obliczu grabieży pójdzie z pieniędzmi do konkurencji. A także z ryzykiem, że poniesie surowe kary finansowe za praktyki oligopolistyczne. Nasi nadzorcy o tym nie słyszeli.
Tak samo nie interesuje ich systematyczne wycofywanie depozytów przez banki-matki z filii w Polsce od IV kwartału ubiegłego roku. Muszą mieć czas, aby zacząć wgryzać się w meandry działalności parabanków będących słupami. Nadszedł bowiem czas, aby wreszcie przypominieć sobie anatomię tego rodzaju przekrętów z poczatku lat dziewięćdziesiątych. Skoro podniósł się taki krzyk w kraju, to trzeba zabrać sie do roboty. No cóż, lepiej późno niż wcale.