Kongres Kobiet w obronie płci pięknej
W dniach 14-15 września odbył się w Warszawie IV Kongres Kobiet pod szczytnym hasłem „Polska dla Kobiet, Kobiety dla Polski”. Ten uroczysty zjazd z bizantyjską oprawą sformułował 10 postulatów pod adresem władzy. W ich treści podkreślano troskę o potrzeby materialne pań. Domagano się na przykład parytetów we władzach spółek i na listach wyborczych. Listy wyborcze do parlamentu miałyby być konstruowane tak, aby co drugie miejsce gwarantowane było dla przedstawicielki płci pięknej.
Prosty lud, pękając ze śmiechu, ochrzcił tę epokową propozycję wdzięczną nazwą "suwak". Powtórzono też stary postulat wyrównania płac kobiet i mężczyzn. Zabrakło jednak postulatu najważniejszego. Aby rząd wycofał ustawę o wieku emerytalnym zmuszającą do pracy aż do 67 lat. Przedłużenie okresu pracy kobiet o 7 lat było w rzeczywistości chamskim kopem poniżej pasa. Ten akt prawny pokazał prawdziwy stosunek rządzących do płci pięknej.
Kongres Kobiet wolał jednak ten dramat pań przemilczeć. W rzeczywistości pokazał, czyje interesy reprezentuje. W postulacie dziesiątym napisano wprawdzie, że „Domagamy się w związku z wydłużeniem wieku emerytalnego skutecznych programów aktywizacji zawodowej kobiet”, ale postulat ten jest raczej mydleniem oczu aniżeli obroną interesów pań. Doskonale pamiętamy kompletną klapę rządowego programu aktywizacji zawodowej kobiet pod nazwą "50+".
Były też postulaty dziwaczne, śmieszne, sformułowane niejasno. Nie wiadomo na przykład, co Kongres Kobiet miał na myśli, pisząc: „Domagamy się eliminacji stereotypów płci w programach oraz podręcznikach, oraz aktywizacji społecznej i równościowej dziewcząt”. Cóż za piękna polszczyzna, palce lizać. Jan Kochanowski z Czarnolasu wysiada.
Na Kongresie oczywiście nie zabrakło władzy. Warto było przecież skorzystać z okazji, aby podlizać się przed kamerą największemu elektoratowi, jakim jest płeć piękna. To do niczego nie zobowiązuje. Kongres Kobiet ujawnił jednak prawdziwe swoje oblicze. W czytelny sposób pokazał, że popiera rządzących. Subtelne podlizywanie się władzy pozornie tylko niezależnych, a w rzeczywistości fasadowych organizacji środowiskowych, przerabialiśmy już w socjalizmie. Były to tak zwane spędy. W przypadku kobiet sytuacja była jednak dużo korzystniejsza. Władza ludowa potrafiła odwdzięczyć się paniom. 8 marca, w Święto Kobiet, otrzymywały one tulipana i rajstopy. Czasami trafiał się wyrób czekoladopodobny. Za to dzisiaj mają prawo pracować 7 lat dłużej.