Uzdrawianie budżetu, czyli jak smakuje władza
Proces konsolidacji finansów publicznych trwa. Można nawet powiedzieć, że postęp jest duży. O ile bowiem deficyt sektora finansów publicznych w 2011 roku wynosił 5,1% PKB, o tyle w tym roku może obniżyć się do równowartości 2,9% PKB. Chwalą nas MFW, międzynarodowe banki komercyjne i firmy ratingowe. Drakońską politykę zaciskania pasa społeczeństwo znosiło jak dotąd cierpliwie. Płace w sferze budżetowej zamrożone są od kilku lat. Szumnie zapowiadana polityka prorodzinna staje się mgławicą. Od stycznia przyszłego roku na becikowe będą mogły liczyć tylko te rodziny, w których dochód na osobę nie przekroczy 1922 zł miesiecznie.
W tym tygodniu miał jednak miejsce ogólnopolski protest pielegniarek.
Pielęgniarki skarżą się, że aby związać koniec z końcem, muszą pracować w kilku miejscach. O jakości pracy tak tyrających opiekunek chorych lepiej nie wspominać. Niewyspana pielęgniarka pobierając krew, może trafić igłą w oko zamiast w żyłę pacjenta.
Lepsze czasy już były. Przypomnijmy, że na emeryturę będziemy pracować do 67. roku życia. Szczególnego pecha miały kobiety, które będą musiały pracować o 7 lat dłużej niż dotychczas.
Ale oszczędności dotyczą tylko maluczkich tego kraju. Władza nie żałuje sobie. Zgłaszając swoje potrzeby finansowe do przyszłorocznego budżetu, centralne instytucje administracji państwowej chcą 80 milonów złotych więcej na swoją działalność aniżeli w roku bieżącym. Najbardziej zachłanni włodarze Ojczyzny żądają podwyżki dotacji o 18%. Aż połowa świętych krów chce wyższego wzrostu wydatków, niż wynika to z reguły budżetowej „inflacja + 1 punkt procentowy”. Ale co tam reguła wydatkowa. Ona jest dla naiwnych. Jak pisał poeta, „wszystko można, co nie można, byle z wolna i z ostrożna”.
Apetyt na kasę nie ominął Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która domaga się podwyżki dotacji o 10,5%. Wymagania są jednak uzasadnione. Należy się przecież nagroda jak psu zupa za wytrwałe zwalczanie Telewizji Trwam. Walka jeszcze nieskończona, a i wstydu trzeba będzie się najeść co niemiara. Propagandowe wspieranie władzy powinno być zatem odwzajemnione.
Władza nie żałuje też premii swoim urzędnikom. Tym, którzy są u korytka, trzeba przecież zrekompensować zamrożenie płac. Dlatego, poczynając od urzędów centralnych po władzę samorządową, wydaje się szerokim strumieniem dziesiątki milionów złotych na premie. Urzędnicy są podporą władzy. Bo gdzie pójdą, gdy chlebodawca upadnie?