Sofizmaty na usługach demontażu demokracji
List z Ratusza potęguje groteskę zużycia się tej władzy
Propaganda rządowa w przeddzień referendum jak Sokół Millenium Hana Solo przyspieszyła. Choć może to porównanie jest akurat krzywdzące dla walczącego z Imperium bohatera Sojuszu Rebeliantów.
Do akcji zwalczania demokracji pod sztandarem ratowania demokracji włączyli się dyżurni harcownicy „GW”.
We wczorajszej „Wyborczej” red. Maziarski staje na głowie, aby swoimi sofizmatami wytłumaczyć masom, że branie udziału w referendum to psucie demokracji za sprawą „nadużywania mechanizmów demokratycznych”.
Skoro, twierdzi Maziarski, określone władze otrzymują legitymację do rządzenia na całe 4 lata, to należy te 4 lata odczekać, a dopiero potem zdecydować, czy wybieramy je na kolejną kadencję czy nie.
Nonsens.
Referendum mamy od tego, żeby władze nie były wobec swoich obywateli bezkarne. A zniechęcanie do brania udziału w tym konstytucyjnym OBOWIĄZKU i jednocześnie ZASZCZYCIE, to ewidentna zniewaga, po pierwsze systemu demokratycznego, po drugie, obywateli.
Kontrakt 4-letni, jak to określił red. Maziarski nie oznacza przymusu znoszenia przez całą kadencję nieudolnych polityków. Ten argument ukrywa w swoim cieniu reżimowe aspiracje. Przypominam panu redaktorowi, że „musi” to nie u nas…
Poza tym, na referendum mogą iść nie tylko przeciwnicy pani prezydent, ale i sympatycy, więc dla uzdrowienia polskiej demokracji, należałoby właśnie zagrzewać i agitować za wzięciem udziału wszystkich zwolenników pani prezydent, a nie zniechęcać do aktu demokratycznego warszawiaków, a za pośrednictwem tej gorącej sytuacji Polaków w ogóle, bo stan frekwencji wyborczej, w porównaniu z krajami Zachodu, to w naszym państwie wciąż stan dramatyczny.
Zostawmy jednak redaktora, który otrzymuje wynagrodzenie za argumentację godną miana sofisty.
Ja zagrożenie demokracji widzę przede wszystkim w postawie najważniejszych przedstawicieli władz kraju, którzy sprawując swoje rządy dewastują system demokratyczny w Polsce.
Dzisiaj slogan mnożony i potęgowany jako PO-dogmat w Warszawie brzmi: „Nie idźcie na referendum”. W chórze znani soliści: prezydent, premier i sama zainteresowana, pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, która w swej niezłomnej determinacji napisała nawet list do warszawiaków.
Korzystanie z presji, funduszy i możliwości, jakie daje władza, w tym konkretnym przypadku to już ewidentny cynizm. Za samo wykonanie tej akcji propagandowej pani prezydent należy się odebranie urzędu.
Przypominam także, że rok temu, tj. 27 października w Słupsku, PO namawiała mieszkańców tego miasta: „Idźcie na referendum”.
I jeszcze jedna ciekawostka.
Rząd, który z biegiem lat się zużył, dziś, aby obronić Warszawę (batalia o stolicę może oznaczać symbol wyniku następnych wyborów, czyli porażkę lub zwycięstwo), próbuje nastawić, stary, popękany winyl, który piskami i trzaskami odgrywa tę samą wyświechtaną melodyjkę: „Uwaga! Nadchodzi straaaaaszny Kaczyński”.
A przecież, inicjatorów warszawskiego referendum było kilku, z Piotrem Guziałem na czele, który do zwolenników Kaczyńskiego nie należy. Sporo też było środowisk, anty-PiSowskich, które zaangażowały się w realizację tego przedsięwzięcia.
PO i jej organ rządowy stosuje jednak sprawdzony trik. Efekt zniechęcania będzie lepszy, jeśli oświetli się jednego gracza, którego elektorat negatywny jest dość znacznych rozmiarów. A nuż się uda i tym razem?
No właśnie, jestem ciekaw, czy ta karykaturalna i bądź co bądź nudna zagrywka ponownie przyniesie zwycięstwo Platformie Obywatelskiej.