Utyskujący Tusk
Nowy Rok 2014 w polskiej polityce został zainaugurowany tandetnymi chwytami marketingowymi. Premiera wycieczek propagandowych premiera rozpoczęta. Jak zwykle, w tanim stylu. Opinia publiczna w sezonie ogórkowym została obdarowana pakietem „premier aktywny”. Obyło się tym razem bez Tuskobusa, bez ocierania łez staruszkom, i co jeszcze przyjemniejsze, bez obecności miernej, ale wiernej red. Kolendy-Zaleskiej, która wraz z Tuskiem pędziła zazwyczaj po Polsce.
TVN oczywiście wytrwało na posterunku bezwstydnej żenady. Nie kto inny, tylko red. Płuska relacjonował na gorąco porywające brejking niusy z Edwarda Gierka rodem. Ordynarna Tuskofilia jest coraz bardziej niesmaczna w wykonania dziennikarzy mediów mainstreamowych.
Ofiara ataków
Biedny premier. Ulubiony cel napaści nienawistników. Szczególnie z opozycji, ale i ze świata publicystyki, wiecznie niezadowolonych kontestatorów.
Tusk narzekał, że czegokolwiek by nie zrobił, to i tak wszystko się zrzuca na PR-owskie sztuczki jego speców od politycznego marketingu.
Wszyscy się go tylko czepiają, co jest równoznaczne z przeszkadzaniem mu w rządzeniu.
Co zrobić, co zrobić? Sam pan premier prowokuje i skłania do postawienia jednoznacznej diagnozy jego stylu zarządzania Polską.
Mazgajowaty figurant osi Bruksela-Berlin-Moskwa, plastikowy bezideowiec, koniunkturalista karierowicz, szczęśliwy posiadacz Igora Ostachowicza.
Wyjazdy w teren premiera Tuska są w jakiejś mierze smutnym początkiem roku. Wskazują na to, że w Polsce nic się nie zmieni na lepsze. Kraj będzie nadal w szponach procesu pauperyzacji, za to premier nas łaskawie wysłucha, („jeśli nic się nie da zrobić, to przynajmniej trzeba wysłuchać” ogłosił zgromadzonym przed nim ludziom w Strzałkowie pod Radomskiem).
Jest on nam niczym dziadek mróz, który obdarowuje tandetą. Gdy byłem w zerówce, dziadek mróz przynosił dzieciom sztuczne cukierki zapakowane w plastikowego woja, chyba Rusa. W kampanii wyborczej, która właśnie ruszyła otrzymujemy ten sam zestaw podrób, ściem i trików.
A zapowiedź Tuska, że zamierza rządzić jeszcze co najmniej siedem lat, zabrzmiało, niczym prognoza koszmaru na jawie, i to horroru klasy Z.
Gdyby to przekleństwo, jakie rzucił Tusk na kraj miało się, nie daj Bóg ziścić, musielibyśmy się przygotować na siedem lat chudych. Kolejnych chudych lat, bo tłustych jak dotąd nie było.