O Polsce słowami naszego Przyjaciela
Dlaczego nie boję się tego postmodernistycznego „postępu”? Bo jestem wierzącym w Boga Polakiem, wiernym Kościołowi - katolikiem
Chesterton opowiadając swoją przygodę z pobytu w Polsce, przebywając jakiś czas w naszej Ojczyźnie w 1927 roku, ukazał trafnie dlaczego Polacy mogli pokonać falę bolszewii.
„Dokładnie tym było zwycięstwo Polaków w wojnie z Bolszewikami. To właśnie w niej stara, tradycyjna kawaleria pokonała wszystko to, co jest nowoczesne; wszystko to, co jest deterministyczne; wszystko to, co jest machinalne w metodzie i materialistyczne w filozofii. W wojnie tej marksistowski pogląd, że wszystko jest nieuchronną koniecznością, został zdruzgotany przez Chrześcijański pogląd, że nic nie jest nieuchronne - nic, nawet to, co już się stało”.
„Postęp” kolejnych pseudoartystów, „nowoczesność” socjalistów, „odkrywczość” libertynów, „tolerancja” środowisk promujących wulgarną i zaburzoną seksualność nie są mi straszne, chociaż wilki, lisy wyją i podgryzają.
Przyjąłem, podobnie jak wielu katolików w Polsce postawę oficera II Rzeczypospolitej odbierającego na stacji wizytującego nasz kraj, Chestertona. Oficera, którego pierwsze słowa tak bardzo ujęły za serce sławnego gościa.
Słowa oficera polskiej armii, niepodległej Ojczyzny, które dzisiaj tak do pasji doprowadzają redaktorów mediów mętnego nurtu, i ich popleczników, kontestujących patriotyzm, wiarę, religię, polskie symbole narodowe, jako przejaw starzyzny, przeszłości, zapóźnienia.
Przytoczę zatem ów fragment artykułu „Polski ideał”, G. K. Chestertona:
„Nie minęło dziesięć minut odkąd wysiadłem z pociągu i moja stopa dotknęła Polskiej ziemi, i usłyszałem dwa zdania - zdania uderzające dokładnie w ów ton, który inspiruje jedną połowę ludzkości, a drugą doprowadza do furii. Odebrała nas delegacja polskich oficerów kawalerii, a jeden z nich wygłosił mowę powitalną po francusku - mowę bardzo dobrą, bardzo dobrym francuskim. W jej trakcie użył pierwszego z owych dwóch wyrażeń: ‘Nie powiem, abyśmy witali największego przyjaciela Polski. Największym przyjacielem Polski jest Bóg’”.
Cieszmy się, Drodzy Czytelnicy, my rzymscy katolicy, że nie jesteśmy „postępowi”, „nowocześni”, „odkrywczy”, „tolerancyjni”, ale, przeciwnie, że wierzymy w stary, łaciński porządek wszechświata, który swoją potęgą stałości, obrzędu, rytuału, tradycji, niejedną ideologię anty-cywilizacji śmierci już pokonał.
A każdy z „postępowców” głoszących swoje odkrywcze paradygmaty ideologiczne, przodowników kroczących w awangardzie „postępu”, był na tyle pyszny i wyniosły, że ostatecznie spadał z tronu swej „wielkości” i rozbijał się łamiąc kark o skałę Kościoła Świętego. To jest JEZUSA.
Dlatego też, kiedy kolejne odsłony dramatu wskazują na intensyfikację działań wrogów Kościoła, Boga i Ojczyzny nie boję się i nie trwoży się moje serce.
Dlaczego nie lękam się tego postmodernistycznego „postępu”? Bo jestem wierzącym w Boga Polakiem, wiernym Kościołowi - katolikiem.