W cieniu afery podsłuchowej - tryumf polskich władz
Afera podsłuchowa objęła świat wielkiej polityki, czyli nie naszej, podwórkowej
Możemy się dziś naprawdę dobrze poczuć. Wreszcie. Ekipa rządząca zapewniła nam komfort, zagwarantowała nam pełne poczucie bezpieczeństwa.
Nikt nie mógł nas podsłuchiwać. Nie należymy do tych pechowych 35. państw-ofiar podłej intrygi.
Po pierwsze, ani prezydent, ani premier (najważniejszy człowiek w państwie wg red. Lisa) nie znają języków obcych (z tym niemieckim Tuska to naprawdę gruba przesada, to taki mit od czasów słynnej wypowiedzi Kurskiego).
Po drugie, służby „zagraniczne” mają także swoje ograniczenia, i języka polskiego nie przeskoczą, a jeśliby nawet przeskoczyłyby tę barierę, to patrz punkt 3.
Po trzecie, państwo Tuska jest dziś tak w kiepskim stanie, niewydolne, słabe, kruche, utrzymujące się dzięki dobrej woli UE, a głównie RFN, że właściwie nie stanowi żadnej ciekawej oferty dla podsłuchujących. Ani się nie liczymy na zewnątrz, ani wewnątrz.
Czyli… o ironio, paradoksie piękny, możemy się cieszyć, zarówno z ignorancji naszych władz, jak i braku (buraków politycznych) sukcesów.
Możemy spać spokojnie, nikomu nic złego się nie stanie.
Dziś ignorancja językowa oraz indolencja polityczna naszych rządzących - naszym tryumfem, naszym upojeniem.