Im więcej Rosji, tym częściej Michnik
Niestety są jeszcze inne złe strony inwazji Rosji na Krym. Reperkusje może nie tak tragiczne w skutkach, jak wojna, ale bez wątpienia z wojną ideologiczną mające swoje stałe związki.
Korelacja dodatnia
Wraz ze wzrostem informacji na temat działań Putina, rośnie nam obecność Michnika w „GW”, a tym samym w przestrzeni publicznej.
A mogło być tak pięknie. Michnik mógłby już w ogóle nie zabierać głosu, a tak Rosja wyciągnęła go z jakiegoś słodkiego niebytu.
Jego milczenie ma sprawiać symboliczne wrażenie, że red. nacz. Adam Michnik przemawia tylko w wyjątkowych sytuacjach, a taka właśnie nastąpiła.
Jak się okazuje, zupełnie nierosyjska gazeta (nie, zupełnie nie), całkowicie nie pro-moskiewska (nie, zupełnie nie) „Wyborcza” wraz z zagrożeniem imperializmem moskiewskim, eksportuje w przestrzeń medialną Michnika, jak swego czasu Związek Radziecki sputniki w kosmos.
Michnik uaktywnił się. Pisze, komentuje, stawia tezy, oskarża, broni, prognozuje. Kogo to jednak interesuje? Paru wyznawców, fanatyków, fascynatów i hobbystów. Jego czas przeminął, wie o tym, ale korzysta z okazji.
Aktywność publicystyczna Michnika jest zatem jeszcze jednym ważnym powodem, dla którego należy natychmiast zakończyć tę wojnę nerwów.
Nerwów bowiem już nam Rosja ostatnio napsuła zanadto. Nerwów nam znacząco napsuł też i Adam Michnik.