„Tęcza” powróci. 1 maja…
Warszawiacy odetchnęli z ulgą, gdy dowiedzieli się o demontażu instalacji zwanej „Tęcza”, szpecącej Plac Zbawiciela. Radość trwała krótko. Oświadczenie włodarzy stolicy uzurpujących sobie wszechwładzę, która nie liczy się z obywatelami, nie pozostawia wątpliwości. „Tęcza” autorstwa Julity Wójcik powróci na wiosnę. Ignorując powszechny sprzeciw i oburzenie, wyrażane petycjami i apelami Hanna Gronkiewicz-Waltz realizuje swoją politykę, obrażającą większość, a legitymizującą jedną opcję, mniejszości seksualne.
Rozwiązanie problemu „Tęczy” powinno być konsultowane na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim w wyniku społecznego konsensusu. Plac Zbawiciela nie jest miejscem na znak LGBT, nie jest miejscem, na konstrukcję zagrażającą bezpieczeństwu obywateli i ich własności, narażonych na agresję chuliganów oraz podpalenia. Już sobie wyobrażam regularne patrole i posterunki policji (kolejne wydatki podatników) wokół instalacji „Tęcza”, jakby była co najmniej grobem Jima Morrisona, Barackiem Obamą lub ambasadą jakiegoś kraju. „Tęcza” obraża ponadto uczucia religijne katolików, niszczy architekturę miasta, jest marnotrawstwem pieniędzy, które powinny zostać przekazane na żłobki, przedszkola albo chociażby na pomnik ofiar katastrofy Smoleńskiej. „Tęcza” jest aktem politycznym i ideologicznym. Władze Platformy Obywatelskiej prowokują tym działaniem do regularnego podsycania konfliktu w społeczeństwie, wspierają jedną opcję, marginalizują i ośmieszają normalność i większość.
Nie można zatem liczyć na dobrą wolę aktualnych władz Warszawy. Jest to taktyka, która pod rządami Tuska sprawdza się od początku, czyli zachowanie władzy dzięki strategii „dziel i rządź”. Dodatkową manipulacją jest powoływanie się na chrześcijańską symbolikę tej „tęczy”. Gdyby ta konkretna propozycja rzemieślnicza miała rzeczywiście siedem barw, i była odzwierciedleniem zjawiska występującego w przyrodzie, a nie miała tylko sześciu kolorów, to można by było dyskutować na temat interpretacji i skojarzeń biblijnych, czyli słynnego przymierza Boga z człowiekiem. Jednak omawiana przeze mnie instalacja to w rzeczy samej logo, marka określonego środowiska - LGBT. To tak jak gdyby za pieniądze publiczne wprowadzić w samo centrum miasta znak firmowy jakiejś firmy lub partii.
Neolewica musi mieć dodatkowo satysfakcję, a z nią wszystkie fanatyczne ruchy feministyczne i mniejszości seksualnej.
1 maja oprócz rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej kojarzy nam się z jednym. I właśnie to upamiętnienie zbrodniczej, antychrześcijańskiej ideologii kryje się gdzieś tam w zakamarkach myśli inżynierów społecznych produkujących nowego człowieka w Brukseli, co podchwytuje oddany jej rząd Tuska. Ruch LGBT, który jest nową odsłona marksizmu, zostanie nagrodzony. Jedyną szansą na gruntowne rozprawienie się z tą aberracją polityczną i ideologiczną PO jest danie jej czerwonej kartki w najbliższych wyborach parlamentarnych. Okazja już w maju. Byłoby to nawet dość symboliczne.