Zatrważające skutki aborcji – najnowsze doniesienia medyczne
W wyniku wieloletnich badań dowiedziono, że doświadczenie aborcji sześciokrotnie zwiększa ryzyko wystąpienia raka piersi u kobiety.
Dzisiaj chcę przekazać Wam trzy informacje. Pierwsza dotyczy zatrważających danych nt. skutków aborcji, opublikowanych w czasopiśmie „Indian Journal of Cancer”. Następna – o nawróconym aborcjoniście ze Stanów Zjednoczonych, a ostatnia odnosi się do listu kobiety, która urodziła się z procedury in vitro.
Trzymam przed sobą skrót informacji z czasopisma „Indian Journal of Cancer”. Okazuje się, że w wyniku wieloletnich badań dowiedziono, że doświadczenie aborcji sześciokrotnie zwiększa ryzyko wystąpienia raka piersi u kobiety (R. Kamach, K.S. Mahajan, L. Ashok, T.S. Sanal, A study on Risk Factors of Breast Cancer Among Patients Attending the Tertiary Care Hospital, in Udupi District, w: „Indian Journal of Community Medicine”, Vol. 38, No. 2, 2013, s. 95–99). Natomiast zażywanie hormonalnych środków antykoncepcyjnych wielokrotnie zwiększa ryzyko zachorowania na tego typu nowotwór (Q.S. Wang, R.K. Ross, M.C. Yu, et al., A Case-Control Study of Breast Cancer in Tianjin, China, w: „Cancer Epidemiology, Biomarkers & Prevention”, Vol. 1, 1992, s. 435–439). Niestety tego typu istotne informacje są pomijane milczeniem w polskiej prasie. Dlatego trzeba je udostępniać innym, aby także w ten sposób chronić życie i zdrowie kobiet.
Dr George Flesch po wielu latach zabijania nienarodzonych dzieci dostrzegł prawdę, że embrion ludzki jest człowiekiem. Rezygnując z wykonywania aborcji wrócił na drogę służby życiu i zdrowiu. Przytaczam jego świadectwo: „Małżeństwo poprosiło, abym wykonał aborcję. Ze względu na stan szyjki macicy nie mogłem tego wówczas zrobić. Zaproponowałam, by ta para przyszła w kolejnym tygodniu. Małżonkowie wrócili, ale powiedzieli, że zmienili zdania i chcą zachować życie dziecka. Siedem miesięcy później odebrałem poród. Kilka lat później bawiłem się z tym małym chłopcem w basenie, w klubie tenisowym, którego ja i rodzice dziecka byliśmy członkami. Chłopiec był szczęśliwy i piękny. Byłem przerażony myślą, że wyłącznie techniczna trudność powstrzymała mnie przed zakończeniem potencjalnego życia Jeffrey’a. Związek między sześciotygodniowym ludzkim embrionem a śmiejącym się teraz dzieckiem przestał być dla mnie abstrakcyjny. Gdy przytulałem co rano własnych synów, zacząłem myśleć o narzędziach, których będę używał za dwie godziny”.
Lekarz opisuje też, jak zgubny wpływ miały wykonywane aborcje na jego psychikę:
„Wyciąganie płodu kawałek po kawałku źle działało na mój sen. Depresja osnuwała moje biuro na wiele dni przed planowanym zabiegiem. Puls przyspieszał, gdy podawałem środek znieczulający. Chociaż wciąż czułem litość dla 20-latki z collegu, która nie miała męża, coraz większy gniew budziły we mnie pary małżeńskie. Domagały się aborcji… bo trzeba było skończyć remont domu, a nawet dlatego, że opłacili już bilety na kolejne wakacje… Przestałem czuć dumę z bycia lekarzem. Gdy przyjeżdżałem do domu z pracy i obejmowałem dzieci, czułem, że nie zasługuję na dar Boga, jakim są ich uśmiechy.”
Mężczyzna wreszcie porzucił wykonywanie aborcji i zaczął wzywać do jej delegalizacji: „Odkąd przestałem wykonywać aborcje, może życie rozkwitło. Kocham swój zawód. Skończyły się lata walki z poczuciem winy. Pewien spokój i wewnętrzna harmonia powróciły. Czuję się bliższy Bogu”.
Ostatnia wiadomość dotyczy kobiety, której życie zostało poczęte w skutek procedury in vitro. Ma świadomość, że jako jedyna z trojga rodzeństwa miała szczęście się urodzić. W swoim świadectwie tak pisze: „Jestem z trzech zarodków stworzonych podczas procedury. Jedynym który przeżył. Codziennie opłakuję moje rodzeństwo. Nie mogę o tym rozmawiać z moimi rodzicami, bowiem podjęcie tego tematu zawsze wywołuje walkę, a oni nie są w stanie odczuwać takich emocji jak ja. Oni nie żałują tego, co zrobili i nie widzą nic złego w procedurze in vitro. Nie traktują też mojego rodzeństwa jako członków rodziny. Kiedy rozmawiam o tym z nimi, to przyznają, że to jest moje nieżyjące rodzeństwo, ale robią to tylko po to, bym poczuła się lepiej. Czuję się zraniona za każdym razem, kiedy w informacjach w telewizji widzę materiały na temat in vitro, bowiem media nie widzą w tej procedurze nic złego. Nie wspominają o ludziach, którzy umarli w czasie tej procedury”. Takich świadectw i informacji nie znajdziecie w programach telewizji komercyjnej. Dlatego trzeba o nich mówić i je przekazywać innym osobom oraz powtarzać, że mamy skuteczną, etyczną, bezpieczną i tanią metodę leczenia niepłodności, którą jest naprotechnologia.