Odmęty i oszołomy, czyli PKW jak Komisja Millera
Kto podważa raport Millera, ten jest oszołomem, a kto podważa raport PKW, ten tkwi w odmętach szaleństwa...
Poszerza nam się indeks słów zakazanych. Trafnie zauważył Ryszard Makowski, na portalu wpolityce.pl, że słowo „fałszerstwo” jest dziś zabronione, tak jak wcześniej zabronione zostało słowo „zamach”.
Po Smoleńsku kazali nam wierzyć w raport Millera jak w ewangelię. W 15 minut po katastrofie stworzona została teoria – mgła i błąd pilotów – i od tej chwili, jeśli fakty nie zgadzały się z teorią, tym gorzej dla faktów.
Nic to, że były fałszywe i podejrzane informacje o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania.
Nic to, że rosyjska załoga fałszywie zapewniała pilotów, że są na kusie i na ścieżce.
Nic to, że były kłamstwa o przekopaniu ziemi metr w głąb.
Nic to, że nie było sekcji zwłok i zamieniono ciała w trumnach.
Nic to, że nie mamy ani czarnych skrzynek, ani wraku.
Nic to, że nie ma żadnych naukowych ekspertyz, potwierdzających tezę o ucięciu skrzydła samolotu przez brzozę.
Wszystko to nic. Obowiązuje wiara, że samolot spadł, bo piloci oszaleli. A kto ma jeszcze jakieś pytania, które by tę wiarę podważały, ten natychmiast zostaje ogłoszony oszołomem, z tego się śmieją i kółka rysują na czole.
Po raporcie PKW jest podobnie. Obowiązuje święta i ślepa wiara w uczciwość wyborów, a jeśli fakty zaprzeczają tej wierze, tym gorzej dla faktów.
Nic to, że PKW szkoliła się w Moskwie.
Nic to, że wydano książeczki do głosowania, choć kodeks wyborczy mówi jasno „karta do głosowania” Karta, nie książeczka.
Nic to, że w tej książeczce jedna partia była wyeksponowana na okładce, a pozostałe partie ukryto.
Nic to, że system informatyczny nie działał, bo był tak dziadowski, że nie miał prawa działać i każdy mógł do niego wpisywać byle co.
Nic to, że w lokalach wyborczych panował bajzel, a za urny służyły nawet kosze na śmieci.
Nic to, że komisje wyborcze rozlazły się do domów, nie podawszy wyników głosowania, a głosy leżały upchnięte w workach i diabli wiedzą, kto ich pilnował.
Nic to, że komisja liczyła wyniki wyborów tydzień, jakby je saniami z Borów Tucholskich do Warszawy dowozili.
Nic to, że wyniki wyborów zasadniczo odbiegły od wyników badania exit polls, przy czym jednej partii cudownie ubyło 5 punktów procentowych, a drugiej przybyło siedem.
Nic to, że co piaty oddany głos okazał się nieważny.
Wszystko to nic – wybory były rzetelne, uczciwe, a kto w to nie wierzy, tego prezydent Rzeczypospolitej nazywa mętem... przepraszam...odmętem szaleństwa.
Odmęty, oszołomy.... zrobić z ludzi wariatów, tak władza dziś rozmawia ze społeczeństwem, żeby odwrócić uwagę od własnych draństw i afer.