Słaby, nieporadny... przyzna się i siedzi...
Sądy zapominają, że przyznanie się do winy nie jest korona dowodów
W listopadzie 2010 roku we wsi Tłokinia Wielka pod Kaliszem miała miejsce wstrząsająca podwójna zbrodnia. We własnym domu w biały dzień została zamordowana 44-letnia kobieta i jej 80 matka. Wstrząsającego odkrycia zmasakrowanych ciał dokonała 12-letnia córka i wnuczka ofiar, po powrocie ze szkoły.
Po kilku miesiącach dopiero policja znalazła podejrzanego o tę zbrodnię młodego mężczyznę, Piotra M. Niepełnosprawny, upośledzony psychicznie młody człowiek, pracował w sąsiedztwie w gospodarstwie rolnym. Zatrzymany przez policję szybko przyznał się do winy. Morderstwa miał dokonać z tego powodu, że chciał się spotykać z młodszą z kobiet, a jej matka nie wyrażała na to zgody.
W sądzie Piotr M. swoje przyznanie odwołał, twierdził, że został zmuszony do przyznania się, ale sąd nie dał mu wiary i za podwójne morderstwo skazał go na dożywocie. Apelacja obrońcy spowodowała jednak uchylenie wyroku, sprawa na jakiś czas wróciła do prokuratury, potem znów do sądu, który przy ponownym rozpoznaniu sprawy skazał oskarżonego tym razem na 25 lat pozbawienia wolności. Wyrok nie jest na razie prawomocny, obrona odwołuje się, sprawą ponownie zajmie się sad apelacyjny.
Być może ktoś ze słuchaczy słyszał więcej o tej sprawie, przedstawiał ja bowiem niedawno telewizyjny program „Państwo w państwie'
Mówię dziś o tej sprawie, bo okazuje się, że zachodzą poważne wątpliwości, czy przed sądem postawiono prawdziwego zabójcę. Wiele niestety wskazuje, że niekoniecznie. Jedynym i wyłącznym dowodem jest bowiem przyznanie się do winy Piotra M., przyznanie uczynione na policji i potem odwołane w sądzie. Nie ma żadnych innych dowodów, ani śladów biologicznych, ani śladów linii papilarnych, ani jakichkolwiek świadków. Przyznał się.... ale tylko na policji. Słaby, upośledzony, niepełnosprawny, wystraszony, niezbyt rozumiejący co się z nim dzieje człowiek, wzięty w policyjną obróbkę, ze strachu, z zagubienia, przyzna się raz dwa do wszystkiego. Ja już znam takie historie
Sprzed wielu lat, gdy jeszcze byłem sędzią pamiętam, że młody, też uposledzony chłopak przyznał się do zabójstwa jego tajemniczo zamordowanej własnej matki. Został aresztowany, siedział ponad rok w więzieniu, a w procesie sądowym okazało się, że przyznanie się syna zupełnie nie pasowało do śladów na miejscu zbrodni. Zabił ktoś inny, ale policja wzięła w obroty syna kobiety, w międzyczasie zatarte zostały ślady wiodące do prawdziwego sprawcy zbrodni, który pozostał bezkarny.
Jaka potworna krzywda spotkała tego człowieka, który nie dość, że stracił matkę, jedyna swoją opiekunkę w życiu, to jeszcze został oskarżony o jej śmierć, nawet nie był na jej pogrzebie, bo przeżywał w tym czasie koszmar policyjnych przesłuchań, a potem więzienia. Słaby psychicznie przyznawał się do wszystkiego, co mu policja podsuwała.
I przypadek z bliższych czasów, sprzed kilku lat na Pomorzu. Na tle seksualnym został zamordowany 11 chłopiec, a do jego zamordowania wkrótce przyznał się też znów upośledzony psychicznie mężczyzna, Tomasz K. Został za to skazany na 15 lat więzienia. Po 4 latach w podobnych okolicznościach zamordowane zostało drugie dziecko, znaleziony został sprawca tej zbrodni i wtedy okazało się, że on również dokonał tego pierwszego zabójstwa, za które od 4 lat siedział w więzieniu Tomasz K. Sprawę Tomasza K. wznowiono, został uniewinniony, wyszedł z więzienia, dostał nawet odszkodowanie za niesłuszne skazanie, sąd skazał na dożywocie prawdziwego sprawcę.
Ale trudno nie wspomnieć, że policja i prokuratura, a także i sąd, maja na sumieniu nie tylko cierpienia niewinnie skazanego człowieka, ale maja tam też krew drugiego zamordowanego dziecka, bo gdyby szukali prawdziwego mordercy, zamiast pastwić się nad upośledzonym, niewinnym człowiekiem, to pewnie znaleźliby prawdziwego sprawcę i do drugiej zbrodni by nie doszło.
Przyznanie się do winy, nazywane jest niekiedy koroną dowodów. I może nią być, ale tylko wtedy, gdy jest potwierdzone innymi dowodami. Ślady krwi, linie papilarne, ślady DNA, jakieś przedmioty pochodzące z miejsca zbrodni. Sprawca nie tylko przyznaje się, ale i wskazuje jakieś fakt, jemy tylko znane, na przykład miejsce ukrycia narzędzia zbrodni.
Nie wyobrażam sobie, żebym jako sędzia oparł wyrok wyłącznie na przyznaniu się do winy, niepopartym żadnymi innymi dowodami. Tym bardziej przyznania się, dokonanego na policji, odwołanego następnie przed sądem. Wiadomo wszak, że człowiek słaby, przerażony policyjnym przesłuchanie, wzięty na tak zwane huki, a może i bity (w końcu policyjne przesłuchania odbywają się bez świadków) przyzna się do wszystkiego, co mu każą, nawet do zabójstwa Kennedy,ego,
W sprawie Piotra M. przygotowuje interwencje do Prokuratora Generalnego, zwrócę się do niego o pilne zbadanie prawidłowości tego oskarżenia i popierania go przed sądem.
Ale co zrobić, żeby nie było podobnych tragedii w przyszłości?
W Parlamencie Europejskim trwają prace nad dyrektywą europejska w sprawie domniemania niewinności w procesach karnych. Uczestniczę w tych pracach i zaproponował do tej dyrektywy kilka poprawek, między innymi taką, żeby sądy nie opierały skazania wyłącznie na przyznaniu się do winy, lecz by wymagane było potwierdzenie przyznania w innych dowodach. Zgłosiłem też poprawkę, żeby w sprawach o najpoważniejsze przestępstwa, zwłaszcza zabójstwa, w śledztwie nie poprzestawać na policyjnych przesłuchaniach, ale by oskarżony oraz najważniejsi świadkowie byli przynajmniej raz przesłuchani przed sądem. Chodzi o zweryfikowanie, jeszcze przed wniesieniem oskarżenia, czy przyznanie nie zostało wymuszone. Mniejsze byłoby wtedy ryzyko tak strasznych błędów, jakie zdarzyły się w opowiedzianych przeze mnie sprawach.
Nie można się bowiem godzić z tak straszną niesprawiedliwością i krzywdą, gdy do więzienia trafia niewinny człowiek, a prawdziwy przestępca śmieje się nam wszystkich w twarz i zagrażał popełnieniem kolejnego zła.
Obyśmy nie słyszeli o tym więcej...
(jest to treść mojego fe;lietonu z cyklu "Spróbuj pomyśleć" wygłoszonego w Radiu Maryja 25 lutego br.)