Stosunki z Rosją to miała być jedna ze sztandarowych przewag. Rok przyjaźni, wykład Ławrowa, spacer z Putinem, rozdzielenie wizyt, zero pretensji o Smoleńsk, raczej podziękowania nawet. Nie było „pobrzękiwania szabelką”, było kłanianie się w pas. I co? Mamy polityczny mróz, embargo, a Moskwa ocenia stosunki z Polską jako najgorsze od 1945 roku i obwinia Polskę o rozpętanie II wojny światowej.

Widzisz Platformo, jak to jest, tyle serca, taki gest…

Ukraina – już tam nas ani zapraszają, ani pytają o zdanie.

Niemcy i Francja nad naszymi głowami negocjują sprawy ukraińskie z Putinem, a polski rząd udaje, że deszcz pada. Dwustu Polaków z Donbasu nie można sprowadzić.

Niemcy? Owszem, wszystko jest dobrze, gdy tylko odpowiadamy gut, jawohl! Gdy im nie przeszkadzaliśmy, jak sobie budowali „Nordstream raz” i nie przeszkadzamy, gdy budują „Nordstream dwa” i gdy niemieckie firmy wygrywają w Polsce co intratniejsze przetargi. Ale jaka jest pozycja Polski wobec Niemiec, pokazała sprawa imigrantów – po prostu lokaje, zero wpływu, zero własnego zdania.

Czechy, Węgry, Słowacja, czyli Wyszehrad – zapomnijmy… choć oni nie zapomną.

Litwa? Daje w kość wileńskim Polakom mocniej, niż kiedyś dawała, bez reakcji.

Białoruś? Łukaszenko w konflikcie ukraińskim potrafił się znaleźć, odegrać jakąś rolę, poza tym Rosji się stawia. Biliśmy w niego jak w bęben, a teraz głupio.

Unia Europejska – patrz Niemcy.

Stany Zjednoczone – w zasadzie dobrze, ale tarczy jak nie było, tak coraz bardziej nie ma.

Żydzi – robią nam złą opinię, nasilają pretensje o Holocaust i roszczenia.

Chiny – rozwój obrotów gospodarczych, tyle tylko, że w jedną stronę.

Japonia? No była wizyta prezydenta Komorowskiego…

Wielka Brytania – tu akurat stosunki przyzwoite, ale głównie dzięki współpracy Prawa i Sprawiedliwości z konserwatystami Camerona.

Jakby tu najdelikatniej powiedzieć – mistrzostwo dyplomatyczne nie powala.