Gloria victoribus! Zwycięzcom chwała!
Nie raz w historii bywało, że pasmo zwycięstw prowadziło do klęski, a pasmo klęsk do zwycięstwa.
1. Powstańcem warszawskim był śp. mój stryj Stanisław Wojciechowski, późniejszy wieloletni dyrektor warszawskiego liceum Rejtana. Walczył od pierwszego do ostatniego dnia. Nigdy nie miał poczucia klęski, wręcz przeciwnie, miał poczucie udziału w zwycięstwie.
2. Jest taka piosenka Wysockiego o bokserze, który walczył z mistrzem Krasnodaru Budkiejewem. Bił bohatera piosenki ten Budkiejew bez litości, gonił po ringu, powalał na deski raz po raz... aż tak tym biciem zmęczył się, że sam na deski padł!
W historii zamęczyło się własnym biciem wielu. Pyrrus, król Epiru, w zwycięskich bitwach całą armię stracił. Hannibal bił Rzymian raz po raz, pod Kannami z nich zrobił marmoladę – ale się biciem zmęczył i padł. I tylko słoni żal.
Napoleon... wygrał tyle bitew, że miejsca na ich wymienienie na paryskim Łuku brakuje, a przegrał właściwie tylko dwie – pod Lipskiem i pod Waterloo. No może trzy, jeszcze Berezyna. Bił, bił, aż zmęczył się tym biciem i padł. I tylko koni, i szwoleżerów naszych żal.
Niemcy w pierwszej wojnie też prawie wszystkie bitwy wygrali albo w najgorszym razie, jak pod Verdun, zremisowali. Francuzów zapędzili w kozi róg, aż pod Paryż, Rosjan hen pod Smoleńsk – i co z tego? Zmęczyli się tym biciem i padli. Kapitulację podpisywali na linii frontu w Compiegne, skąd Paryż był w zasięgu dział.
3. I w naszej historii tak bywało, że pasmo zwycięstw prowadziło do klęski, a pasmo klęsk do zwycięstwa.
Pierwsza Rzeczpospolita wygrała większość bitew. To Szwedów pobiliśmy pod Kircholmem, pod Oliwą, to znów Turkom spuściliśmy łomot pod Wiedniem i Chocimiem, o Krzyżakach pod Grunwaldem nie wspominam, a Rosjan biliśmy racławickimi kosami jeszcze w 1794 roku – i też co z tego? Zmęczeni zwycięstwami przegraliśmy państwo na 123 lata.
A niepodległość wróciła w 1918 roku po pasmie klęsk, po przegranych z kretesem powstaniach.
Wróg się zamęczył, już mu kajdan zabrakło, kibitek i turem.
4. Jeśli dziś ktoś mówi, że Powstanie Warszawskie to była klęska, odpowiem – jeśli klęska, to w każdym razie jedna z tych, które doprowadziły nas do zwycięstwa.
Od września 1939 roku ponosiliśmy w zasadzie same klęski. Od Westerplatte poczynając, przez Mławę, Bzurę, obronę Warszawy – wszędzie dostawaliśmy w skórę. Potem Hubal, liczne bitwy partyzanckie z przeważającymi siłami Niemców, wreszcie dramatyczne Powstanie Warszawskie, największy zryw wobec przeważających sił śmiertelnego wroga.
W każdym z tych miejsc, w każdym z tych starć, niemiecki wróg miał nad nami ogromną przewagę. W każadym z tych starć rachunek sił uzasadniał ucieczkę, nie walkę. A jednak byli tacy, co walczyli, i Niemcy musieli się z nami bić i męczyć. Dwa tysiące Niemców w walce z powstańcami zginęło, kilkadziesiąt tysięcy było wiązanych przez dwa miesiące w krwawej walce, brakowało ich Hitlerowi na innych frontach.
Fakt, dwieście tysięcy ofiar... ale rzezi Woli, tak jak rzezi wołyńskiej, nawet po ogromnych wcześniejszych zbrodniach nie sposób było sobie wyobrazić. Nikt też nie wie, czy gdyby Niemcy zwarli się z Rosjanami w mieście, ofiar byłoby mniej. Jedni i drudzy tłukliby Warszawę bez litości.
5. Pobili nas w Warszawie, ale się tym i innym biciem zmęczyli, aż padli.
Dlatego mówmy o powstańcach – Gloria victoribus! Zwycięzcom chwała!