Szef Stowarzyszenia Sędziów drwi z łez i krzywdy dziecka
Ostro zaatakował mnie, na łamach „Rzeczpospolitej” (z 30 września br.), pan sędzia Strączyński, szef Stowarzyszenia Sędziów „Iustitia”, za obronę dzieci z Niska. Chodzi o znaną sprawę rodziny Bałutów, której sąd w Nisku zabrał dzieci, nie z powodu przemocy, tylko z powodu muszek muszek owocówek, psa oraz królika.
Zbywam milczeniem przeprowadzone na odlew przez sędziego Strączyńskiego ataki osobiste. Pal je sześć, panie sędzio – zgoda, jako polityk z definicji jestem odrażający, brudny i zły, bo wybierają mnie i rozliczają ludzie. Pan sędzia należy natomiast do nieskazitelnej, czystej elity, która wybiera i rozlicza się sama. Ściślej - nie jest rozliczana przez nikogo. Ale, Szanowny Panie Sędzio, szlachetny i nieskazitelny, nie mogę zbyć milczeniem faktu, że atakując mnie, drwi pan sobie i naigrawa się z krzywdy dzieci.
Pisze Pan sędzia o mnie tak:
…pan broni złej sprawy. Swego uporu i swej chęci osądzania spraw na podstawie własnego widzimisię. Sędzią pan być nie chciał, bo to ciężka służba, ale osądzać innych pan chce, w dodatku bez dowodów. Zamiast dowodów mamy mantrę o płaczących dzieciach. A dzieci płaczą w różnych sytuacjach. Gdy lekarz robi im zastrzyk: zabroni pan szczepień? Gdy mama nie chce dać zabawki: nakaże pan spełniać wszystkie zachcianki? Gdy nie ma tatusia: wprowadzi pan zakaz karania przestępców, jeśli mają dzieci? Płacz dziecka, którym pan epatuje opinię publiczną, nie może być dla sądu decydujący. Sąd musi być dorosły. Jak lekarz….
Panie sędzio – o czym pan pisze? O jakich zastrzykach? Te dzieci w Nisku nie płaczą z powodu zastrzyku. Te dzieci w Nisku nie płaczą też dlatego, że mama nie kupiła im zabawek, bo kupowała. Byłem tam i widziałem, dom pełny jest zabawek. I powiem panu – nawet te zabawki płaczą, bo dom jest pusty, zabawki są, a dzieci w nim nie ma, jakby je ktoś ukradł w środku dnia. Te dzieci płaczą, nie z powodu zabawek ani zastrzyku. Te dzieci płaczą, bo decyzją sądu zawalił im się w gruzy cały świat. Jak nie płakać, panie sędzio, gdy 11-letnią dziewczynkę, tuż przed Bożym Narodzeniem, konwój sądowy zabierał do domu dziecka z klasy, na oczach całej szkoły, jak małą przestępczynie, choć nikomu krzywdy to dziecko nie zrobiło. I nikt tego dziecka przed zabraniem nie wysłuchał, nikt, ani sąd, ani kurator, choć Konstytucja takie wysłuchanie nakazuje!
Te dzieci płaczą, bo młodszą, 6-letnią dziewczynkę, odrywano w domu siłą od matczynych kolan, a najmłodszą, 6-miesięczną odrywano siłą od matczynej piersi.
Jaką zbrodnię musiałaby popełnić matka, żeby zabranie jej 6-miesięcznego dziecka było usprawiedliwione? A przecież pani Bałut żadnej zbrodni nie popełniła, żadnej krzywdy ani swoim dzieciom, ani nikomu nie uczyniła. Muszki miała w domu…
Panie sędzio, proszę się nie krzywić, proszę nie odwracać głowy, niech pan słucha! Napisał pan swoje, to teraz niech pan słucha!
Te dzieci płaczą, bo je rozdzielono – dwie dziewczynki do domu dziecka, a trzecia do rodziny zastępczej. Te dzieci płaczą, bo nie wolno być im razem, bo nawet na chrzest najmłodszej siostrzyczki nie dostały zwolnienia z domu dziecka. Te dzieci płaczą, bo na rozkaz sądu zabrano im psa i królika, z którymi były związane i zżyte i które sąd kazał im wyrzucić, tak jakby to były żywe śmieci.
Te dzieci płaczą, bo tęsknią, rozpaczliwie tęsknią do mamy, do taty, do normalnego życia.
I płaczą ich rodzice, którzy przez długie miesiące, codziennie, jada rowerami 20 kilometrów w tę stronę i 20 kilometrów z powrotem, żeby odwiedzić swoje dzieci w domu dziecka. Widział pan film, jak wyglądają ich rozstania w domu dziecka? Nie widział pan. Ja widziałem.
Zarzuca mi pan, że nie znam akt. Których akt? Tych notatek kuratora, że w domu jest pies i królik oraz muszki owocówki? Oczywiście, że znam. I przerażenie mnie ogarnia, że na podstawie takich dowodów, na podstawie takich akt, odbiera się ludziom dzieci.
Kto nigdy nie miał w domu muszek, ten niech pierwszy rzuci kamień. Pan, panie sędzio Strączyński, nigdy nie miał w domu muszek owocówek?
I co jeszcze jest w tych aktach – anonimy o niemoralnym prowadzeniu ojca rodziny? Na anonimach będziemy się opierać, panie sędzio? Mam w takim razie napisać, co ludzie mówią anonimowo o pewnej pani sędzi z Niska. Co mówią o przemyśle odbierania dzieci – mam przedstawić moja wiedzę, pochodzącą z wielu takich anonimów?
Nie, ja się anonimowymi informacjami nie posłużę. Posłużę się natomiast danymi z oficjalnej odpowiedzi Ministra Sprawiedliwości na oświadczenie senatorów z 10 lipca 2015 roku – w Sądzie Rejonowym w Nisku w okresie zaledwie pięciu lat, 2010-2015 odebrano rodzicom do placówek i do rodzin zastępczych prawie 400 dzieci. Dokładnie 387. A powiat niżański niewielki, ledwie 67 tysięcy ludzi. I w ciągu zaledwie 5 lat odebrano tam 387 dzieci! Chce pan o tym porozmawiać, panie sędzie, co ludzie mówią anonimowo o przemyśle odbierania dzieci w Nisku? Nie chce pan, jasne, to dla pana rozmowa niewygodna.
387 dzieci odebranych rodzicom w ciągu 5 lat w jednym małym Sądzie Rejonowym w Nisku. Tylko w I półroczu 2015 roku – 72 przypadki. I jeszcze taki szczegół – ile z tych dzieci zostało umieszczonych w placówkach opiekuńczych lub w rodzinach zastępczych z powodu przemocy. Proszę zgadnąć? Według odpowiedzi Ministra Sprawiedliwości – w żadnej. W żadnej z nich nie chodziło o przemoc.
Nie wiem, czy wszystkie te 387 odebranych dzieci płakało po odebraniu, ale wiele z nich z pewnością tak. Ale co tam łzy, panie sędzio Strączyński, prawda - co tam łzy?
Pan sędzia odpowie mi za chwilę, że ludzie cebulę obierają i też płaczą…