NIK nie gryzie, tylko szczeka. Byle nie za cicho, bo nas okradną...

 

W Najwyższej Izbie Kontroli rozpoczyna dziś 6-letnią kadencję nowy prezes.

To ważne wydarzenie, także dla mnie. Miałem zaszczyt pełnić urząd prezesa NIK w latach 1995-2001.

Przede mną było dwóch wybitnych poprzedników - śp. profesor. Walerian Pańko i twórca Izby w obecnym jej kształcie ustrojowym, śp. profesor Lech Kaczyński. Po mnie było dwóch nastepców Mirosław Sekuła i Jacek Jezierski.

A dziś rozpoczyna urzędowanie już trzeci (jak ten czas leci) mój następca – Krzysztof Kwiatkowski.

 

Byłem krytyczny wobec politycznych okoliczności wyboru Kwiatkowskiego, ale od dziś odkładam na bok zastrzeżenia i otwieram Krzysztofowi Kwiatkowskiemu czysty rachunek. Chcę, żeby Najwyższa Izba Kontroli działała dobrze, a to nie jest możliwe bez sprawnej i silnej prezesury.

Życzę Krzysztofowi Kwiatkowskiemu, żeby okazał się sprawnym i silnym prezesem Najwyższej Izby Kontroli.

 

Do życzeń dokładam kilka rad,, płynących z moich własnych obserwacji i przede wszystkim z własnego doświadczenia.

 

Po pierwsze – niech mowa prezesa Kwiatkowskiego będzie jasna – nie, nie, tak, tak.

Oceny formułowane przez NIK muszą być jednoznaczne – ta działalność była nielegalna, tamta niegospodarna, nierzetelna czy niecelowa. W ostatnich latach Izba trochę uległa skłonności dyskutowania o różnych odcieniach szarości, a tu trzeba mówić więcej w kategoriach czarno-białych.

 

Po drugie – niech prezes Kwiatkowski pamięta, że NIK to nie jest władza, tylko kontrola. NIK nie gryzie, tylko szczeka. Lepiej niech mają pretensje, że szczeka zbyt głośno, niż mieliby się śmiać, że szczekała zbyt cicho lub zamiast szczekać – spała, a złodzieje dom okradli.

Nie ma eięc raportów zbyt mocno krytycznych, są tylko raporty krytykujące zbyt słabo.

A najgłośniej NIK powinna szczekać zwłaszcza tam, gdzie węszy niebezpieczeństwo korupcji.

 

Po trzecie – kontrola państwowa, nie żaden tam audyt! To musi być docieranie de sedna problemów państwa, a nie bawienie się w sprawdzanie rachunków i słupków, czy modne ostatnio badanie warygodności ksiąg rachunkowych. W księgach wszystko może się zgadzać, a w rzeczywistości może być zupełnie inaczej.

 

Po czwarte – pisać raporty dla ludzi, a nie do szuflady.

Słuchać ludzi przed kontrolą, zajmować się sprawami którymi żyją Polacy, nie uciekać w sprawy czwartorzędne i poboczne. Planując czy przygotowując kontrolę, należy myśleć o tym, żeby raport o jej wynikach był wydarzeniem, żeby był głosem, który się pamięta, a nie piskiem, który się za chwilę zapomina.

 

Po piąte – sprawy kontroli brać na własna pierś, nie chować się za plecy zastępców czy rzeczników. Głos NIK to musi być przede wszystkim głos prezesa - wtedy jest słuchany. I jak już prezes powie, to święte, nie ma od tego odwrotu ani odwołania.

 

Po szóste – nie „europeizować” na siłę NIK. Nie ma w Europie drugiej takiej izby kontroli, która miałaby tak silne kompetencje prawne i tak mocna, ugruntowana przez lata pozycję państwową i która miałaby lepszą kadrę kontrolerów, niż ma NIK. Kiedy obserwuję z bliska kontrolę finansową instytucji unijnych, sprawowaną przez Trybunał Obrachunkowy, to widzę, że to jest kontrola o wiele słabsza od tej, którą sprawuje NIK. To nie NIK ma się od nich uczyć, to oni mogą się od nas uczyć.

 

I po siódme – szanować własny urząd, nie dla własnej próżności, ale po to, żeby inni Izbę szanowali. Są w państwie cztery gabinety, do których prezesowi NIK wypada pójść – prezydenta, marszałka Sejmu, marszałka Senatu i -ale tu już z dużą ostrożnością – premiera, przy czym do tego ostatniego raczej dla zwrócenia mu uwagi, niż dla przyjmowania jego skarg. Gospodarze innych gabinetów jak maja sprawę do NIK, to niech zapisza się i do prezesa przyjdą. Wtedy Izba będzie miała respekt i szacunek.

 

A więc prezesie Kwiatkowski – do roboty! Do kontroli!

Jeśli zechcesz, służę radą także w przyszłości, ale też będę patrzył na ręce i zastrzegam sobie prawo do krytyki.

Szczęść Boże Izbie i Tobie!