Nic nie robić, nie mieć zmartwień, w chłodnym cieniu piwko pić... można zaśpiewać o prezydenturze Komorowskiego.

1. Zaczęła się ta prezydentura bardzo aktywnie, niezwykle sprawnym przejęciem kancelarii 10 kwietnia 2010 roku, jeszcze przed stwierdzeniem zgonu śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

A tuż po wyborze, zaznaczyła się aktywna walką z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu.

Ale potem było już spokojnie.

2. Pan prezydent podpisał tysiące ustaw, w tym kilka potrzebnych i setki bardzo złych – o wydłużeniu wieku emerytalnego, o osłabieniu Najwyższej Izby Kontroli, o rozpieprzeniu prokuratury, czego plon zebraliśmy w sprawie o zabójstwo Papały.

Żyrował w ciemno wszystkie, nawet najgorsze pomysły koalicji, nie zawetował ani nie odesłał do Trybunału Konstytucyjnego żadnej istotnej ustawy.

Nie wniósł żadnego ważnego społecznie projektu ustawy (proszę mi przypomnieć, może zapomniałem).

Wręczył kilka tysięcy nominacji sędziowskich i palcem nie kiwnął, żeby poprawić stan sądownictwa polskiego.

Rozdał tysiące nominacji profesorskich i nie zrobił nic dla poprawy kondycji polskiej nauki.

Podpisał dziesiątki nominacji generalskich i tysiące nominacji oficerskich i guzik go obchodzi, że resztka armii ledwie zipie, zapewne podpisze też zabranie wojsku kolejnych 3 miliardów złotych.

Zawiesił na piersiach tysiące odznaczeń, najchętniej działaczom dawnej Unii Wolnosci.

Składał wieńce, ściskał dłonie, przyjmował meldunki, maszerował, salutował, krzyczał ho, ho ho! Brał na ręce dziewczynki i głaskał po głowach. I usmiechał sie pod wąsem, a potem wąs zgolił.

I przesiadywał chętnie w Ruskiej Budzie.

3. W polityce zagranicznej nie stracił żadnej okazji, żeby siedzieć cicho. Do Brukseli nie jeździł, o krzesło się nie kłócił, o polskie sprawy nie walczył, kłopotów nikomu nie sprawiał.

Stał pod parasolem, gdy deszcz lał na prezydenta Sarkozy'ego, rozsiadł się na krześle, gdy kanclerz Merkel stała, rzucił grubszy myśliwski żart w sprawie małżonki prezydenta Obamy – i to w zasadzie główne efekty jego działalności międzynarodowej.

4. Mówi się, że łagodził konflikty. Nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek załagodził, a w tym największym, o Telewizję Trwam, który jednym kiwnięciem palca mógł rozwiązać, nie kiwnął i nie rozwiązał.

A jak na niego na Powązkach buczeli, to w tym roku, zanim uciekł, złożył wieniec incognito – nazwisko niepotrzebne, wystarczy tytuł.

5. Według sondaży pan prezydent bije dziś rekordy zaufania.

Wystarczy być. Wystarczy, że nikt nie ukradł żyrandola.