Piłaci umywają ręce
Sąd skazał człowieka na dożywocie bez żadnych dowodów ani poszlak, a Prokurator Generalny i Rzecznik Praw Obywatelskich odmawiają kasacji
Opowiadałem państwu już kiedyś o sprawie Jana Ptaszyńskiego, młodego człowieka spod Białegostoku, który od dziewięciu lat siedzi w więzieniu, skazany za zabójstwo młodej kobiety i jej 2-letniego dziecka.
Został skazany na dożywocie mimo braku jakichkolwiek dowodów i jakichkolwiek najmniejszych poszlak, wskazujących na jego winę.
Zbrodnia była straszna. Młoda kobieta i jej dwuletnia córka zostały znalezione martwe w ich mieszkaniu w Białymstoku. Nie do końca jest jasne - bo sekcje zwłok były bardzo powierzchowne – czy przyczyna śmierci było uduszenie, czy tez utopienie w wannie, gdzie znaleziono ciała.
Za tę zbrodnię skazano Jana Ptaszyńskiego, który znał zamordowana i spotykał się z nią.
Nie znaleziono jednak żadnych dowodów, żadnych śladów, które by na niego wskazywały. W łóżku zamordowanej kobiety znaleziono włos, który nie pochodził ani od ofiar zbrodni, ani od skazanego Ptaszyńskiego. W kręgu podejrzeń były jeszcze cztery inne osoby, ale prokuratura nie zbadała, czy znaleziony włos nie pasował do którejkolwiek z nich. Zbadano tylko Ptaszyńskiego i włos do niego nie pasował. Mimo to Ptaszyński został uznany za winnego i skazany.
Przeczytałem bardzo uważnie uzasadnienia wyroków w sprawie Ptaszyńskiego. Przeczytałem je tak, jak powinien je czytać sędzia, którym kiedyś byłem – i doszedłem do wniosku, że tam nie ma żadnych dowodów, że tam nie nawet jednej poszlaki, która by na Ptaszyńskiego wskazywała.
W tym miejscu przypomnijmy, co to jest proces poszlakowy. Otóż bywa tak, że w sprawie jakiejś zbrodni nie ma bezpośrednich dowodów winy określonej osoby, na przykład odcisków palców czy śladów DNA. Ale są dowody pośrednie. Ktoś podejrzanego widział w pobliżu, ktos słyszał, jak wcześniej groził ofierze, ktoś widział, jak po zabójstwie palił w piecu swoją odzież. W przypadku Ptaszyńskiego żadnych takich poszlak jednak nie było, żadnych! Nie było śladów, nie było motywu, nie było gróźb, nie było wcześniejszej agresji...
Proces poszlakowy polega również na tym, że takie pośrednie dowody łaczy się w jedną całość, w taki zamknięty łańcuch poszlak, który prowadzi do wniosku, że mogło być tylko tak i że każda inna możliwość jest w stu procentach wykluczona.
W sprawie Ptaszyńskiego takiego łańcucha poszlak nie ma. Ba, nie ma nawet ani jednej poszlaki.
I nie można wykluczyć, że zbrodni dokonał ktoś inny. Że na przykład dokonał jej jakiś przypadkowy sprawca, który wszedł do mieszkania ofiary, podając się hydraulika czy inkasenta. Były już w przeszłości takie zbrodnie, seryjny morderca w Małopolsce wchodził do mieszkań podając się do inkasenta i tam mordował przypadkowe ofiary. Tak mogło być i w Białymstoku, zwłaszcza, że w podobnym czasie zdarzyła się w tym mieście druga, bardzo podobna zbrodnia.
Co ciekawe – brak dowodów winy Ptaszyńskiego stwierdził sam sąd, który po krótkim aresztowaniu uchylił wobec niego tymczasowe aresztowanie, przyznając, że nie ma dowodów jego winy. A potem, przy dokładnie tych samych dowodach, czyli przy żadnych dowodach, ten sam sąd skazał go na dożywocie. W składzie sądu, który utrzymał wyrok w II instancji był sędzia, który wcześniej, przy tym samym stanie dowodów, orzekał o zwolnieniu Ptaszyńskiego.
Kiedy poznałem tragedię Ptaszyńskiego, kiedy usłyszałem skowyt jego starej matki, która pozbawiona opieki, dożywa swoich dni w małej wiejskiej chatce na skraju lasu i która cierpi katusze, patrząc na cierpienia swojego syna – poruszyłem niebo i ziemię, żeby doprowadzić do wzruszenia tego wyroku.
Ściślej mówiąc - poruszyłem dwa urzędy, jedyne, które mają prawo wnieść kasacje od niesprawiedliwego, ale prawomocnego już wyroku.
To są urz∂dy Prokuratora Generalnego i Rzecznika Praw Obywatelskich.
I niestety – żaden z tych wysokich urzędów nie chce wnieść kasacji w sprawie Ptaszyńskiego.
Mam wrażenie, jakbym bił głową w mur obojętności i lekceważenia.
Pisałem ja, składali też oświadczenia senatorowie Prawa i Sprawiedliwości. I za każdym razem odpowiedź była jedna i taka sama – skoro sąd tak orzekł, to sąd miał rację.
Prosiliśmy Prokuratora Generalnego – niech pan w takim razie wskaże choćby jedna poszlakę – nie łańcuch poszlak, ale jedna poszlakę, wskazująca na winę Ptaszyńskiego. Prokurator Generalny kluczył, ale żadnej poszlaki nie wskazał. Nie mógł wskazać, bo jej nie ma. A jednak wniesienia kasacji odmówił.
Tak mi się ta sytuacja kojarzy z wydarzeniami sprzed 2 tysięcy lat, które wspominamy dziś, w Wielkim Tygodniu. I przypomina mi się postać Piłata, który choć widział krzywdę i niesprawiedliwość wobec Pana Jezusa, który mógł zmienić jego losy, ale nie chciał.
Tak orzekł sanhedryn, może i niesprawiedliwie, ale niech tak zostanie, on, Piłat, nie będzie tego zmieniał.
Odnoszę wrażenie, że i dziś w Polsce na bardzo wysokich urzędach mamy takiego Piłata Generalnego i Piłata Praw Obywatelskich. Jeden i drugi widzi krzywdę i niesprawiedliwość niewinnie skazanego człowieka, jeden i drugi (albo druga, bo funkcje Rzecznika Praw Obywatelskich pełni kobieta, pani prof. Irena Lipowicz) widzi straszne błędy, które popełniono w śledztwie i w procesie Ptaszyńskiego, ale oboje umywają ręce. Sad skazał, sąd miał rację, bo dla nich sąd zawsze ma rację, nawet jeśli jej nie ma. I Ptaszyński, choć nie ma przeciw niemu żadnych dowodów, musi gnić w więzieniu po kres swoich dni.
Nie daje mi spokoju ta sprawa, zatruwa mi codzienne życie, zatruwa mi kolejne święta. Wciąż myślę, że gdy my przeżywamy tajemnicę Zbawienia, a potem radość ze Zmartwychwstania Pana Jezusa – gdzieś tam, w białostockim więzieniu, niesprawiedliwie cierpi człowiek, który miał nieszczęście trafić na współczesny sanhedryn, zwany Sądem Okręgowym w Białymstoku, który miał nieszczęście natrafić na współczesnych piłatów, umywających ręce od jego krzywdy, od krzywdy jego starej matki.
Panie Janie – nie wiem, co panu dziś powiedzieć. Mimo wszystko, mimo tej całej bezduszności i zobojętnienia, które pana otaczają, niech Pan nie traci nadziei. Dźwiga pan swój krzyż, znosi pan swoja golgotę, ale nie traćmy nadziei, że sprawiedliwość też kiedyś zmartwychwstanie. W przebudzenie piłatów już nie wierzę, ale przyjdzie czas, że zmienimy prawo, stworzymy nowe możliwości uchylenia i zmiany wyroku w pana sprawie. Modle się za pana i za sprawiedliwość, nie tylko przed tymi świętami.
Przepraszam słuchaczy, że o smutnych rzeczach dziś mówię, ale taka jest polska rzeczywistość, taka bywa polska sprawiedliwość i kiedy o tym mówić, jeśli nie właśnie w Wielki Tydzień?
Życzę wszystkim mimo wszystko Wesołych Świąt i byśmy zawsze znajdywali na naszych drogach zmartwychwstałego Pana Jezusa, nie zaś niesprawiedliwych sędziów i umywających ręce piłatów.
(jest to tekst mojego felietonu z cyklu „Spróbuj pomyśleć” w Radiu Maryja 16 kwietnia br. )