Raport Millera rozsypał się na brzozie w drobny mak...
...nomen omen. Jak nie koła za nisko, to skrzydła za szeroko...
1. Na wstępie taka uwaga do moich zajadłych przeciwników i zaciekłych adwersarzy – Macierewicz i Binienda nie istnieją! Odmawiam w związku z tym wszelkiej dyskusji nad ich teoriami i wyliczeniami.
Istnieje tylko oficjalny zespół Millera i Laska i ich oficjalny, potwierdzony rządowym autorytetem opis przebiegu i przyczyn katastrofy, która według raportu miała wyglądać tak:
Przyczyną wypadku było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią.
2. W związku z tym druga uwaga – proszę mi nie wmawiać, co niektórzy czynią, że brzoza była nieważna albo tylko symboliczna. Ona wedle raportu Millera i Laska była kluczowa, bo od niej zaczęła się destrukcja i utrata sił nośnych skrzydeł, a w konsekwencji obrót i upadek samolotu.
Bez brzozy, według oficjalnej wersji, nie byłoby katastrofy. Samolot z zachowaną konstrukcją i siłą nośną skrzydeł nie wykonałby beczki, lecz wzbiłby się i odleciał w siną dal.
3. Trzymajmy się więc dalej raportu Millera i Laska, Macierewicz i Binienda nie istnieją.
Skrzydło ścięło brzozę?
Oczywiście, że ścięło!
A brzoza ścięła skrzydło?
Ścięła – tak przecież twierdzi zespół Millera i Laska.
Na jakiej wysokości skrzydło ścięło brzozę? Na pięciu metrach (trzymam się ściśle raportu Millera i Laska, oni, mając te pięć metrów przed oczami, konstruowali przecież obraz katastrofy).
4. Mam wobec tego następujące pytanie – czy w momencie ścinania brzozy samolot wznosił się czy opadał? A może leciał na tym samym poziomie?
Jeśli opadał, to wytłumaczcie mi proszę, jakim cudem po zderzeniu z brzozą, na wysokości 5 metrów, wykonał jeszcze beczkę, mając 5 metrów do ziemi i nadal jeszcze ponad 30-metrową rozpiętość skrzydeł?
A może opadał, a dopiero za brzozą zaczął się wznosić? Ale na czym się wznosił, skoro brakowało mu już jednej trzeciej części skrzydła? Z pełnymi skrzydłami opadał i dopiero z urwanym skrzydłem ciąg w górę złapał? Jakiś fizyk potwierdził to zjawisko?
5. Jeśli w czasie ścinania brzozy już się wznosił, to znaczy, że przed ścięciem był jeszcze niżej. Jego skrzydła musiały być wobec tego mniej niż pięć metrów od powierzchni ziemi.
O ile mniej? Do jakiego poziomu opadał, od jakiego poziomu zaczął się wznosić? Jest to gdzieś w raporcie Millera podane, obliczone?
Jeszcze raz pytam – do jakiego poziomu tupolew opadał, od jakiego poziomu zaczął się wzbijać, żeby następnie wykonać tragiczną beczkę?
I co w tym czasie zrobił z kołami?
Gdzie były koła w momencie, gdy tupolew zniżył się maksymalnie, by się następnie wzbijać. Wiemy, gdzie były skrzydła – mniej niż pięć metrów nad ziemią. ...może trzy metry, może cztery, może dwa...
Koła musiałyby w tym czasie przekopywać smoleńską ziemię na metr w głąb...
6. Lotnictwa na wydziale prawa lotnictwa nie studiowałem, ale logikę owszem, tak.
On tej beczki za cholerę nie wykonał! Jak nie koła za nisko, to skrzydła za szeroko...
7. Nie istnieje zatem raport Millera i Laska, bo się rozsypał na tej brzozie doszczętnie...
Chwała w związku z tym, że istnieją Binienda i Macierewicz...