Trwa proces posła Tomczaka za obronę wizerunku Jana Pawła II
Tolerancja religijna w Polsce zaczyna polegać na szacunku do wszystkich symboli religijnych, z wyjatkiem chrześcijanskich
1. W tym tygodniu odbyła się kolejna rozprawa w procesie Witolda Tomczaka, lekarza, byłego posła, o to, że 13 lat temu, w grudniu 2000 roku w warszawskiej galerii Zacheta, w ramach protestu wobec profanacji wizerunku Ojca Świętego Jana Pawła II, uszkodził rzeźbę przedstawiającą Ojca Świętego przewróconego i przygniecionego meteorytem.
Bronię Witolda Tomczaka jako adwokat w tej sprawie, w głębokim przekonaniu, że pan Tomczak działał w stanie wyższej konieczności, w obronie sprofanowanej świętości, jaka dla katolików w Polsce był, jest i będzie wizerunek Ojca Świętego.
Świętości sprofanowanej w galerii, która – o paradoksie - nosi miano narodowej.
2. Prokuratura zaczęła ścigać Witolda Tomczaka, gdy Jan Paweł II jeszcze żył i trwał Jego pontyfikat. Minęły lata, papież zmarł, został błogosławionym, wkrótce nastąpi jego kanonizacja – a proces Tomczaka trwa i już wiadomo, ze przed kanonizacją się nie skończy. Trwa żmudne postępowanie, związane z ustaleniem szkody. Prokuratura z sufitu, na podstawie jakichś zupełnie niejasnych wycen dokonanych we Francji uznała, że rzeźba została uszkodzona na 40 tysięcy złotych, obrona zaś, przy pomocy opinii polskiego biegłego już udowodniła, ze było to co najwyżej 3 tysiące złotych.
Ale nie o pieniądze tu przecież chodzi, tylko o wartości znacznie ważniejsze – chodzi o obronę godności polskich katolików. I nie tylko katolików, bo cześć i szczególny szacunek dla Jana Pawłą II nie tylko z katolikami w Polsce jest związany.
3. Tam w Zachęcie odbył się test – na ile wolno sobie zakpić, zadrwić z uczuć Polaków, z uczuć ludzi wierzących. Rzeźba, specjalnie przywieziona z Francji, miała drażnić i prowokować. Rzeźbiarz chciał na tym zarobić i ostatecznie zarobił setki tysięcy dolarów, a władze Zachęty świadomie wpisały się w scenariusz prowokacji. I prowokacja okazała się skuteczna. Mimo, że protestowały dziesiątki tysięcy ludzi, słały apele i listy, władze państwa polskiego nie tylko nie przeciwstawiły się prowokacji, ale zastosowały represje wobec człowieka i polityka, który tej prowokacji i profanacji czynnie się przeciwstawił.
Państwo, reprezentowane przez prokuraturę, stanęło po stronie szargających świętość i przeciw temu kto jej bronił.
Wtedy okazał się, że w Polsce wolno szargać świętości, wolno deptać ołtarze, ale tylko chrześcijańskie. pod warunkiem wszak, że są to świętości i ołtarze chrześcijańskie. Od innych religii wara. Nikt się nie poważy na inscenizację z przywalonym kamieniem Mahometem, podartym Koranem, nikt nie powiesi rzeźby genitaliów na gwieździe Dawida.
Można za to już bez żadnych granic, bez żadnych zahamowań atakować krzyż.
Rzeźbiarz Cattelan urządził rzeźbę z wetknięty w koński ze świętym dla chrześcijan napisem INRI – wolno mu było. Była też ekspozycja. rzeźby genitaliów na krzyżu – też nieskrępowana wolność sztuki! Mamy wreszcie wyuzdane użycie krzyża do perwersyjnych inscenizacji seksualnych – też nie ma reakcji, też wolność sztuki. Zanikły wszelkie granice, ale tylko wobec symbolów chrześcijańskich.
4. Wielka szkoda, że sąd warszawski nie zezwolił na rejestracje medialną procesu. Jest przecież ten proces elementem dyskusji o granice wolności w sztuce, o wytyczenie granicy między dziełem artystycznym, a profanacją.
Na procesie jest liczna grupa publiczności, ludzi dobrej woli, którzy przychodzą by moralnie wesprzeć doktora Tomczaka, przychodzą geście sprzeciwu wobec bezkarnego szargania świętości. Swoją milczącą obecnością, swoją cicha modlitwą, zaświadczają o solidarności ludzi zatroskanych nie tylko o wiarę, ale i o przyszłość Polski. Przyjeżdżają niekiedy z odległych stron Polski, poświęcają czas i siły. Tak samo jaki przed kilku laty w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie posłowi Tomczakowi wytoczono inny niesprawiedliwy proces. ...Wasza obecność jest naprawdę bardzo ważna. I wierzę głęboko, że z Bożą sprawiedliwością i pomocą, sprawa zakończy się pozytywnie, tak jak tamta w Ostrowie.
5. Zaś co do granic wolności w sztuce – moim zdaniem one są dość łatwe do wytyczenia. To jest tak jak z żartem. Nawet najlepszy, najśmieszniejszy żart, gdy ktoś z jego powodu płacze, zamienia się w podłość i poniżenie.
I podobnie ze sztuką – nawet najbardziej mistrzowskie dzieło traci swoje artystyczne wartości, gdy z jego powodu ludzie czują, że zostały poszargane ich świętości.
Powtórzę mój i nie tylko mój apel, do wszystkich artystów i tych, którzy chcą się poczuć artystami – nie szargajcie świętości, nie depczcie ołtarzy. Żadnych, także naszych, chrześcijańskich...
(jest to tekst mojego felietonu, z cyklu „Spróbuj pomyśleć”, wygłoszonego w Radiu Maryja 27 listopada br.)