Święte krowy na zebrach
W Polsce piesi uciekają przed samochodami jak kury i częściej niż kury giną.
1. Gdy ktoś mówi mądre rzeczy, to wcale mi nie przeszkadza, że jest z Platformy. Tam też czasem, choć rzadko, zdarza się komuś powiedzieć, a nawet i zrobić coś mądrego.
Z przyjemnością słuchałem wczoraj w jednej ze stacji radiowych rozmowy z posłanką PO Beatą Bublewicz. Pani poseł przedstawiła bowiem naprawdę sensowny i potrzebny projekt zmian w kodeksie drogowym zmierzający do zwiększenia prawnej ochrony pieszych na pasach.
W projekcie chodzi o prostą rzecz – żeby kierowca miał obowiązek zatrzymać się i przepuścić pieszych nie dopiero wtedy, gdy już znajdują się na przejściu, ale już wtedy, gdy do przejścia się zbliżają.
2. Kiedyś już chyba o tym pisałem, może się powtarzam – Kiepura, gdy po wojnie pierwszy raz przyjechał w 1959 roku do Warszawy, zapytany przez dziennikarza, co mu się w Polsce nie podoba, odpowiedział, że brak szacunku do pieszych, którzy uciekają przed samochodami jak kury.
Jakie tam były wtedy samochody, służbowe czarne wołgi, garbate warszawy i psujące się co trzy kilometry syrenki – ale już wtedy wśród pieszych panował taki popłoch, że nawet Kiepura zauważył.
Minęło pół wieku i niewiele się zmieniło.
3. Pieszy powinien być na pasach świętą krową, a on jest niestety zmokłą kurą. Przebiega przez pasy w śmiesznych podskokach, żeby go samochody nie rozjechały. Dość często niestety rozjeżdżają, a potem prokuratury i sądy przyjmują, że pieszy jest winny, bo wtargnął.
Koło parkingu obok centrum handlowego w Jankach pod Warszawą, przy przejściu dla pieszych przez boczną drogę dojazdową do trasy katowickiej stoi mały krzyż i palą się znicze. Kilka lat temu zginęła tam młoda dziewczyna, maturzystka, nadzieja i oczko w głowie rodziców, potrącona na tym przejściu przez samochód. Wersja prokuratury – wtargnęła! A to jest ruchliwe miejsce dla pieszych, centrum handlowe, pełno ludzi – cóż to za wtargnięcie było? Tam kierowca powinien mieć oczy dokoła głowy i jechać dopiero wtedy, gdy nikt się do tego przejścia nie zbliża. A ten pruł i dziewczynę zabił. Bezkarnie!
Zresztą wystarczy spojrzeć, gdzie najczęściej stoją przy drogach te krzyże. Przy przejściach dla pieszych właśnie. Tam najczęściej giną ludzie, a sprawcy ich śmierci zazwyczaj pozostają bezkarni. Bo pieszy wtargnął...
4. Posłanka Bublewicz ma rację, dość tego, żadne tam – wtargnął!
Jeśli pieszy zbliża się do przejścia, zwraca się twarzą w jego kierunku, to samochody – stop! Nawet jeśli pieszy jest jeszcze na chodniku. Tak jak to jest na przykład w Londynie. Tam pieszego szanują wszędzie, a na pasach to już pieszy rządzi, nawet jeśli ma czerwone światło. I w ogóle w cywilizowanym świecie piesi są na pasach świętymi krowami, a u nas kurami niestety.
Też bywam kierowcą i to często, i z zasady tak robię, że jeśli widzę czekających przed przejściem ludzi, to się zatrzymuje i przepuszczam. Tylko, że w obecnych warunkach, nie jestem pewien, czy słusznie postępuję, bo znam wcale nie rzadkie wypadki, że jeden kierowca zatrzymał się, by pieszego przepuścić, a drugi obok nie zatrzymał się i go zabił. Ostatnio coś takiego się zdarzyło, nie pamiętam miejscowości, jeden się zatrzymał i przepuszczał rodzinę z dzieckiem w wózku, a drugi w nią wjechał, szczęśliwie w nieszczęściu są tylko ranni, ale nikt nie zginął.
5. Pani posłanka Bublewicz, prywatnie córka tragicznie zmarłego kierowcy rajdowego Mariana Bublewicza, wspomniała myśl jej ojca – pamiętaj, ty nigdy nie masz pierwszeństwa przejazdu. Święte słowa świętej pamięci mistrza kierownicy! I nie chodzi tylko o pierwszeństwo przejazdu, ale o wszelkie drogowe prawa. Masz zielone światło, ale nie jedź na ślepo, bo może ktoś ci wyjechać na czerwonym. Masz otwarty szlaban, ale sprawdź, czy nie jedzie pociąg, a dróżnik zaspał. I podobnie jest na pasach – idziesz, ale bądź czujny, czy jakiś szajbus czy też może niedołęga, nie usiłuje cię rozjechać.
Ktoś ze sławnych ludzi, nie pamiętam kto, nie Kiepura już tym razem, zapytany jakim cudem kilkadziesiąt lat prowadził auta bez najmniejszego wypadku – odpowiedział, że po prostu zachowuje się na drodze tak, jakby wszyscy inni kierowcy wprost zamierzali go zabić.
6. Wracając zaś do projektu posłanki Bublewicz – słuszna idea, mądry pomysł, popieram w stu procentach, a nawet w dwustu.
W dwustu, bo gdyby to ode mnie zależało, wprowadziłbym jeszcze i prostszą i dalej idącą zasadę: za każde potrącenie pieszego na pasach odpowiada kierowca. Nie ważne – wtargnął, wpadł, czy się zatoczył – zdarzyło się na pasach, znaczy kierowca winien, koniec kropka. Koniec tego durnego domniemania, że jak jest wypadek, to zawsze winni są piesi, ewentualnie jeszcze cykliści.
7. Będę usilnie lobbował zo projektem posłanki Bublewicz, ale szybkiego sukcesu mu nie wróżę.
Dać pieszemu pierwszeństwo przed kierowcą, to znaczy kazać silniejszemu ustępować przed słabszym... to u nas bardzo trudne do zaakceptowania.
Bardzo trudne do zaakceptowania w państwie, gdzie wciąż rządzi prawo silniejszego.